Tampere jest drugim co do wielkości miastem w Finlandii i zarazem jednym z motorów gospodarki. Teoretycznie więc nie ma tam nic do oglądania. Teoretycznie.
Do miasta docieram o nietypowej dość porze bo między czwartą a piątą rano. Było to spowodowany tym że chcąc poznać na własnej skórze zjawisko „białej nocy” zdecydowałem się na nocną jazdę rowerową z Helsinek. Istotnie było jasno przez całą noc na tyle, że byłem w stanie czytać książkę bez lampy. Podróż choć wyczerpująca okazała się przyjemnym doświadczeniem. Jazda przez niezliczone lasy i jeziora opatulone nisko zawieszoną mgłą była naprawdę bajkowym doznaniem. Brakowało tylko Hatifnatów. Może to i lepiej. Z niemałym smutkiem powitałem więc wyłaniające się z dziczy osiedla, wieżowce i kominy fabryk. Spodziewam się pustych ulic, tymczasem są na nich tłumy ludzi. Okazało się że trafiłem na jakiś festiwal bo niedaleko centrum stoi duża scena. Plakaty są opisane po fińsku więc nie wiem z jakiej okazji. Impreza niestety dobiega już końca, a tłumy zmęczonej ale wyraźnie uradowanej młodzieży szturmują pobliski dworzec autobusowy i kolejowy.
Z pewnym zdumieniem i niesmakiem obserwuję tony śmieci walające się na ulicach po przejściu wielkiej ludzkiej lawiny. Zastanawiam się jak to się ma do tradycyjnego mitu o schludnej północy ale zagadka szybko się wyjaśnia. Niespełna po kilkudziesięciu minutach w ruch wkraczają służby porządkowe. Najpierw te nieoficjalne, które wybierają aluminiowe puszki oraz plastikowe butelki. Można je potem wymienić na kaucję w specjalnych automatach. Potem uzbrojeni w miotły i szufle robotnicy w jaskrawych uniformach zbierają wszystko to co pozostało. Jeszcze tylko przejazd maszyny do czyszczenia ulic i znów można jeść z chodnika. Cała operacja trwa niespełna godzinę. Poczułem głęboki respekt dla tutejszych pracowników służb komunalnych.
Miasto położone jest na styku dwóch wielkich jezior: Näsijärvi i Pyhäjärvi, co znacznie uprzyjemnia przemysłowy krajobraz. Co ciekawe poziom wód obu jezior dzieli aż 18 metrów. Połączone są kanałem Tammerkoski (uwielbiam te nazwy) z licznymi śluzami i kaskadami. Celem świeckich pielgrzymek wszelakiej maści miłośników będzie zapewne Nokia, miejscowość wchodząca w skład aglomeracji, a od której nazwę zaczerpnęła słynna na cały świat firma telekomunikacyjna. Niestety nie wiem czy można zwiedzać jej siedzibę.
Choć miasto zostało założone pod koniec XVIII w., swój największy rozkwit osiągnęło dopiero po II wojnie światowej. Pełno tu więc architektury modernistycznej, za którą szczerze mówiąc nie przepadam, jednak miłośnicy na pewno znajdą tu coś dla siebie. Niemniej godny uwagi wydał mi się most Hämeensilta z efektownymi rzeźbami z brązu autorstwa Väinö Aaltonena. Ładnie też prezentuje się rynek wraz z ratuszem. Do bardziej egzotycznych ciekawostek można zaliczyć muzeum… Lenina. Podobno jedno z ostatnich tego rodzaju.
Tampere nie jest może moim ulubionym miejscem w Finlandii, jednak jeśli ktoś preferuje północną nowoczesność i modernizm, to na pewno lepiej się w nim odnajdzie. Pozostałych zachęcam do zwiedzenia malowniczych przedmieść i pięknych jezior.