Wyprawa rowerowa do Rumunii – dzień 8

30 lipca 2019

Dystans dzienny: 148 km

Dystans całkowity: 798 km

Tym razem udało się wstać wcześniej. Poranek był przyjemnie rześki, ale niestety bardzo zamglony. Jazda we mgle rowerem jest szczególnie niebezpieczna, pomimo posiadanych odblasków i świateł. Zwykle w takich sytuacjach wolę sprawę przeczekać. Na szczęście przez pewien czas mogłem jechać polną drogą równoległą do głównej, po której jeździły co najwyżej traktory i furmanki. Potem już na szczęście zaczęło się przejaśniać.

Miałem do pokonania jeszcze jedną przełęcz wysoką 1100 m, momentami było trudno ale ranny chłód sprawił że jechałem prędzej. W porównaniu z Prislopem to była łatwizna. Na szczęście tym razem na szczycie była toaleta i nie musiałem szukać przygód w krzakach. Po przełamaniu było już właściwie tylko w dół więc starałem się to wykorzystać jak najlepiej. Widoki za to były po prostu doskonałe. Im bardziej zbliżałem się do Mołdawii (Rumuńskiej) tym więcej było klasycznych drewnianych domków i płotów. Brakowało mi tego na początku. Narobiłem zdjęć do woli.

Ruch był tym razem dość spory, a swoje dokładały krowy, które dalej biegały samopas po jezdni. Czasem też widziałem stada owiec, ale one dla odmiany miały pasterzy i psy w obstawie. Furmanki też miały się dobrze, w tym kraju chyba nigdy z mody nie wyjdą. Dzikich psów było za to jakby mniej. W tym kraju to niestety spory problem.

Przemieszczałem się bardzo sprawnie. Jedynym większym miastem jakie odwiedziłem był Kimpulung Mołdawski, jednak nie było w nim zbyt dużo do oglądania. Dużo lepsze widoki były w okolicach poza nim. Później żeby było jeszcze zabawniej pokonałem rzekę Humor. Niestety była prawie całkiem sucha.

W końcu trafiłem na główną drogę do Romana. Wydawało mi się że będzie lepsza bo miała duże szerokie pobocze. Niestety kierowcy niekoniecznie zwracali uwagę na linie wyrysowane na jezdni i traktowali je po prostu jak część pasa. O większym dystansie mogłem niestety pomarzyć. Chyba już wolałem mieć do czynienia z krowami. Szkoda bo poza tym jechało się naprawdę fajnie. Na długiej płaskiej prostej mogłem śmigać naprawdę szybko i daleko. Tylko że krajobraz szybko stał się monotonny. Wybredny się zrobiłem nie ma co…

Na nocleg znalazłem fajną agroturystykę położoną na wzgórzach nieopodal Romana. Miałem rzadką okazję obejrzeć od środka starą drewnianą wiejską chatkę. Miała dość sprytnie poukrywane nowoczesne udogodnienia i nikomu nie przyszło na przykład do głowy by ją ocieplić i otynkować, jak to się niestety zbyt często zdarza. Do tego piękny ogród i sad z hamakiem. Było jeszcze wcześnie więc mogłem się spokojnie zrelaksować. Dalsza droga zapowiadała się łatwo i przyjemnie, a rower nie sprawiał już problemów. Można było odetchnąć z ulgą. Położyłem się spać w dobrym nastroju. Mimo braku klimy spało mi się bardzo dobrze.