Wyprawa rowerowa do Rumunii – dzień 23-24

14-15 sierpnia 2019

Dystans dzienny: 63+85 km

Dystans całkowity: 2378 km

Odruchowo wstałem o 6. Za oknem lało, ale nie musiałem się tym przejmować. Położyłem się spać bo było jeszcze wcześnie. Wytoczyłem się na drogę dopiero przed 9. Mogłem wsiąść od razu w pociąg ale zamiast tego pojechałem jeszcze 15 km dalej. Była fajna pogoda tak z 17 stopni, ponuro i pochmurno. Do tego nie padało więc aż chciało się jechać. Na stację dojechałem tak z piętnastominutowym zapasem

Pociąg był wygodny i szybki. Miał też sporo miejsca na rowery. A do tego był tani. Od tej strony koleje słowackie robią naprawdę dobre wrażenie. Zupełnie inaczej niż w Koszycach i okolicach. Jak to możliwe, by w jednym kraju poziom taboru był tak diametralnie różny? W Cadcy zameldowałem się punktualnie. Niestety zaczęło siąpić. Znalazłem więc otwartą knajpkę i zjadłem syra smażonego i czekając aż przestanie. Przestało nawet szybciej. Miałem do pokonania nieduży dystans ale biegł on przez sporą przełęcz którą pokonaliśmy z Ville rok wcześniej, jadąc do Chorwacji. Od drugiej strony zdawała się łatwiejsza i rzeczywiście pokonałem ją znacznie szybciej niż myślałem. Widoki od tej strony też były ładne. Chyba muszę częściej jeździć w góry… Dobrze było by wrócić na rumuńską Transalpinę, po tej przejażdżce już nie wątpię że dam radę… Ani się obejrzałem a bylem już w Cieszynie. Nawet pozwiedzałem w końcu ten czeski. Szczerze mówiąc nie za bardzo jednak było co. Nie znalazłem już nic otwartego. Nie załapałem się też znowu na kanapkę ze śledziem. Pani w sklepie poradziła mi bym następnym razem telefonicznie zarezerwował. Chyba trzeba będzie spróbować.

Praktycznie na sam koniec rozwaliłem lusterko w kasku. Chociaż biorąc pod uwagę ile razy nim w coś walnąłem można się dziwić czemu dopiero teraz. Szkoda bo to bardzo porządna i użyteczna rzecz. Trudno je będzie naprawić, ale jeszcze trudniej kupić nowe. Błotniki też będą do wymiany.

Zatrzymałem się u kumpla w polskim Cieszynie. Mieszkał na 10 piętrze więc wniesienie tam roweru stanowiło pewne wyzwanie, ale dało radę. Widok za to był świetny. Nie musiałem zrywać się o świcie więc siedzieliśmy do późna. Zwłaszcza że dawno się nie widzieliśmy.

Rano zjedliśmy śniadanie i szybko zebrałem się do kupy i nawet jeszcze zjadłem śniadanie. Potem nieśpiesznie ruszyłem w drogę. Miałem proste zadanie- znaleźć stację i wsiąść w pociąg. Co mogłoby pójść nie tak? Cóż, okazało się że akurat dzisiaj przewozy kolejami śląskimi są darmowe ze względu na paradę w Katowicach. To wystarczyło by składy wypełniły się po brzegi i nie można było już szpilki wetknąć, a co dopiero rower. Próbowałem najpierw w Pruchnej, potem w Żorach i jeszcze w Rybniku. Za każdym razem to samo. Do Katowic wolałem nie jechać bo jeszcze napatoczył bym się na czołgi czy coś w ten deseń. Musiałem kierować się na zachód. Jechało się nawet fajnie i może lepiej że nie poddałem się lenistwu.

Przepychanki doprowadziły mnie do Nędzy. Tam nareszcie znalazłem odpowiedni pociąg. I to nawet Regio nie intercity. W samą porę bo to był ostatni. Do Głogowa dotarłem późno ale lepiej późno niż wcale. Wgramoliłem się z rowerem do mieszkania i tym samym zakończyłem moją ósmą międzynarodową letnią wyprawę rowerową. Rozpakuję się jutro. Albo nawet za miesiąc…


Booking.com