W 2008 roku po raz pierwszy pojechałam do Rumunii. I wpadłam po uszy. Zakochałam się w tym kraju i wiedziałam, że koniecznie muszę tam wrócić. Od tego czasu odwiedziłam ją ponad 20 razy, zarówno zawodowo jak i prywatnie, zwiedzając i chodząc po górach. To co zawsze pojawia mi się w głowie jako pierwsze skojarzenie z tym mało jeszcze znanym, choć coraz bardziej popularnym wśród polskich turystów krajem to różnorodność. Zarówno krajobrazowa jak i kulturowa. Pogranicze, miejsce, gdzie ścierają się wpływy Wschodu i Zachodu, tworząc harmonijną i fascynująca całość.
Najbardziej znaną wśród turystów częścią Rumunii jest bez dwóch zdań Transylwania, nazywana też bardziej po polsku Siedmiogrodem. Leży w zachodniej części kraju, otoczona przez strzeliste szczyty Karpat Wschodnich i Południowych oraz znaczenie bardziej łagodne Góry Zachodniorumuńskie. I niestety, nad czym boleję szczególnie podczas wyjazdów zawodowych kojarzona jest przede wszystkim z Drakulą. Stereotyp ten podkręcają biura podróży, w których katalogach podróże śladami Drakuli zajmują poczesne miejsce. Tylko jak potem tłumaczyć zdenerwowanemu turyście, że to, że nie zobaczył ponurych kazamatów, narzędzi tortur i nietoperzy nie oznacza, że wycieczka przebiegała niezgodnie z planem. Region ten warto odwiedzić nie tylko dla Drakuli, ale przede wszystkim ze względu na wspaniałe historyczne miasta, piękne widoki, niespotykane nigdzie indziej chłopskie zamki i kościoły warowne czy ogromną kopalnię soli z podziemnym jeziorem.
Polska nazwa tego terenu, Siedmiogród wzięła się od siedmiu miast założonych w średniowieczu przez niemieckich osadników (Sasów). Zamieszkiwali oni te ziemie do okresu powojennego, kiedy Ceausescu zmusił ich do wyjechania do RFN. Pozostały niewielkie społeczności, które do dziś kultywują swoje tradycje. W miastach drugą potężną siłą byli Węgrzy, bo też do tego państwa do 1919 roku należały te tereny. Rumuńscy chłopi przez wieki traktowani byli jako ludzie drugiej kategorii. Dziś dawne miasta Siedmiogrodu odzyskują systematycznie dawny blask i są głównymi magnesami przyciągającymi turystów.
Najbardziej znanym z nich jest Sighisoara, której zespół staromiejski wpisany jest na Listę UNESCO. Przyjeżdżając tam regularnie obserwuję jak zmienia się i pięknieje. Nowy bruk, odmalowana kolejna kamienica. Tyle, że te 10 prawie lat temu było jakby bardziej swojsko, mniej komercyjnie, choć znacznie mniej reprezentacyjnie. Za masywną Wieżą Zegarową o kolorowym dachu wchodzi się w plątaninę wąskich uliczek, które zbiegają się na Rynku. Tu można zobaczyć autentyczną pamiątkę po Drakuli- dom w którym się urodził. Dziś działa w nim regionalna restauracja, niemal tak popularna jak znajdująca się na rogu rynku zabytkowa „Pod Jeleniem”. Dalej szeroka ulica zastawiona straganami z pamiątkami prowadzi do zasłoniętych zadaszeniem Schodów Szkolnych i stojącego na wzgórzu średniowiecznego kościoła. U stóp schodów, nieco z boku warto zajść do domowej destylarni wódek owocowych i likierów (Teo’s Destilery, Pivnita lui Teo).
Na południe od Sighisoary rozsiadły się dwa ważne grody – Sybin (Sibiu) oraz Braszów (Brasov). Pierwszy z nich w 2006 roku był Europejską Stolicą Kultury. Jego stare miasto należy do moich ulubionych miejsc w Siedmiogrodzie. Tworzą go trzy place otoczone zwartą zabudową. Kryte dachówką dachy domów spoglądają na przybysza charakterystycznymi „oczami” – półokrągłymi oknami umieszczonymi w górnej części połaci. Najlepiej widać je z wieży katedry ewangelickiej, której kolorowy dach widoczny jest niemal z każdego miejsca na starym mieście. Poniżej zabudowanych regularnie placów znajduje się „Miasto Rumuńskie”, plątanina wąskich uliczek i znacznie mniej reprezentacyjnych domów. Oddalając się od rynku dojść można do potężnej prawosławnej katedry z początków XX wieku, której bryłę wzorowano na słynnej stambulskiej Hagia Sophii. Jeśli kogoś interesuje kultura ludowa powinien koniecznie odwiedzić Muzeum Astra. Ekspozycja etnograficzna prezentowana jest w starych sukiennicach na Małym Rynku (Piata Mica), na obrzeżach miasta znajduje się zaś potężny skansen przedstawiający rzemiosło wiejskie z całej Rumunii. Miłośnicy sztuki nie mogą ominąć Pałacu Bruckenthala na Dużym Rynku (Piata Mare), gdzie zgromadzono wspaniałą kolekcję europejskiego malarstwa. Dla odważnych pozostaje przejście przez Most Kłamców, który zawalić się ma pod osobą nieszczerą (choć wytrzymał przejście Ceausescu, to jest to ciągle kuszenie losu).
Leżący dalej na wschód Braszów poszczycić się może także pięknie zachowanym starym miastem. Jest ono jednak ciaśniejsze i znacznie bardziej zwarte. Spoza rynku wyziera potężna bryła Czarnego Kościoła, największej gotyckiej świątyni w Rumunii. Jej wnętrze zdobią wspaniałe kilimy i dywany przywożone przez siedmiogrodzkich kupców z Persji. Niestety bardzo ściśle przestrzegane przepisy zabraniają wykonywania jakichkolwiek zdjęć wewnątrz. Poniżej kościoła, podobnie jak w Sybinie rozpoczyna się Miasto Rumuńskie z malowniczymi zaułkami i prowadzącą do niego Bramą Shei. Otoczone murami stare miasto najlepiej podziwiać z górującego nad nim Wzgórza Tampa, gdzie wjechać można dość staroświecką kolejką linowo- terenową.
Przesuwając się na północ Siedmiogrodu nie można pominąć Klużu (Cluj- Napoca). To najbardziej węgierskie z miast Transylwanii jest też najprzestronniejsze. Posiada szerokie bulwary, z których jeden przemieniony jest w deptak, oraz potężnych rozmiarów Rynek z gotyckim kościołem św. Marcina. Ja jednak wolę wejść w uliczki na północ od placu, gdzie poczuć można atmosferę średniowiecznego jarmarku. Wzdłuż brukowanych ulic stoją kramy z rękodziełem i kawiarniane stoliki. Uliczki prowadzą do miejsca ważnego dla Węgrów, domu w którym urodził się król Maciej Korwin, co upamiętnia stosowna tablica.
Niedocenianym, a według mnie jednym z najbardziej klimatycznych miast Siedmiogrodu jest Alba Iulia. Jej historyczne centrum znajduje się w obrębie austriackiej twierdzy. Po renowacji jaką przeszła w ostatnich latach, to wspaniała dzielnica, z muzeami, restauracjami i sklepikami z pamiątkami. Reprezentacyjne budowle znajdują się na jej obrzeżach i są to katolicka, romańska katedra, w której spoczywają członkowie węgierskiej rodziny królewskiej Hunyadych oraz prawosławna katedra Koronacyjna Królów Rumuńskich.
Jednak Transylwania to nie tylko miasta. Niemal w każdej saskiej wsi zobaczyć tu można ufortyfikowany potężnymi murami średniowieczny kościół. Najbardziej znane i najcenniejsze z nich, jak na przykład Biertan, Prejmer, Viscrii, Saschiz wpisane są na Listę UNESCO. Mi jednak największą przyjemność sprawia odkrywanie tych mniej znanych, zapomnianych nieco i leżących w oddalonych od głównych turystycznych szlaków wioskach.
Drugim ważnym elementem tutejszego krajobrazu są zamki. Najważniejszym z nich jest rodowy zamek węgierskiej rodziny królewskiej, Korwinów – Hunedoara (Vaydahunyad). Niektóre warownie budowane były przez mieszkańców kilku wiosek jako miejsce schronienia. Takim jest zamek w Rasnovie koło Braszowa. Inny dziś charakter, choć podobną genezę ma zamek w Branie, określany często, a zupełnie niesłusznie jako Zamek Drakuli. Prawdziwy zamek (a właściwie jego ruiny) okrutnego władcy znajduje się już po wołoskiej stronie, na stokach Fogaraszy, najwyższych gór Rumunii. No i jeszcze ciekawostka. Feldioara, dawny Marienburg – czy ta nazwa nie jest znajoma? Skojarzenie z krzyżakami jest jak najbardziej trafne. Stąd przybyli na ziemie polskie, tu była ich pierwsza stolica, ale król Andrzej IV był bardziej przewidujący od polskich książąt i w 1225 roku wypędził panoszących się rycerzy w białych płaszczach. Gościny udzielił im książę Konrad Mazowiecki, a jak to się skończył to wie chyba każdy. Niemniej ruiny krzyżackiego zamku są w Feldioarze do dziś.
Oprócz pięknych miast i malowniczych, zabudowanych na niemiecką modłę wiosek Siedmiogród to także piękne widoki. Przy dobrej pogodzie ponad Sybiem czy Braszowem piętrzą się szczyty Karpat. Na południe od tego ostatniego leży jeden z najbardziej znanych rumuńskich kurortów narciarskich Poiana Brasov. Przez cały rok działa tu kolej gondolowa, dzięki której dostać się można na szczyt Postavaru, skąd rozciągają się piękne widoki na okolicę. Z kolei u zachodnich granic Transylwanie rozległy masyw Gór Zachodniorumuńskich (Apuseni) przecinają wapienne płaskowyże z wąwozami, ponorami i jaskiniami. Najbardziej znanym z nich i łatwo dostępnym jest Wąwóz Turda, którego pionowe wapienne ściany wznoszą się kilkadziesiąt metrów ponad dnem doliny wypełnionej przez potok.
I w końcu miejsce, które nieodmiennie robi na mnie potężne wrażenie, choć byłam w nim już kilka razy. Kopalnia Soli w Turdzie (Turda Salina). Czy po naszej Wieliczce coś może zachwycić? Okazuje się, że tak. To kopalnia o zupełnie odmiennym charakterze, której głównym atutem jest wielkość. Główna sala jest wysoka na około 10 pięter, a pod nią znajduje się kolejna komora z podziemnym jeziorem, po którym można pływać łódkami. W kopalni zorganizowana jest trasa historyczna, na której przewodnik pokazuje urządzenia używane przez dawnych górników. Na końcu schodzi się do największej komory, gdzie znajdują się różne urządzenia rekreacyjne – boisko, kręgielnia, diabelski młyn, mini golf i inne. Zakończeniem zwiedzania jest rejs łódkami po podziemnym jeziorze, zaś wychodząc na zewnątrz można jeszcze zażyć kąpieli w stawach solankowych.
Pomimo tego, że Siedmiogród odwiedzałam już wiele razy, każdy kolejny pobyt pozwala odkryć coś nowego. Nieznany zaułek, urokliwą saską wioskę czy kolejny wspaniały górski widok. Dlatego wrócę tam znowu.