Choć na bieszczadzkich połoninach bywałam wielokrotnie, to tylko raz zdarzyło mi się przejść je obydwie jednego dnia. Było to ciekawe doświadczenie i spore wyzwanie, dlatego też nie polecam go każdemu. Żeby przejść obydwie połoniny jednego dnia trzeba być zaprawionym turystą, mieć dobre tempo marszu i nie bać się zmęczenia. A ono przychodzi, choćby dlatego, że po drodze czekają dwa bardzo duże podejścia i idąc od Ustrzyk Górnych, na koniec solidne zejście ze Smereka.
Jest to jeden z najpiękniejszych odcinków Głównego Szlaku Beskidzkiego. Wiedzie przez będące symbolem Bieszczadów Połoniny Wetlińską i Caryńską. Jego atutem są wspaniałe krajobrazy i panoramy sięgające przy dobrej pogodzie Tatr i połonin na Ukrainie.
Wędrówkę rozpoczęłam wcześnie rano, około 7:00 w Ustrzykach Górnych przy schronisku Kremenaros. Tu szlak przekracza potok Rzeczyca i zaczyna wspinać się w kierunku Połoniny Caryńskiej. Pierwszy odcinek wiedzie niemal w całości lasem. Stoki połoniny porasta buczyna karpacka. Wśród niej zdarzają się co jakiś czas niewielkie polanki z zaroślami dzikiego szczawiu wskazującymi miejsca po dawnych zagrodach dla wołów.
Po około dwugodzinnej wspinaczce dotarłam do granicy lasu. Przede mną pojawiło się słynne morza traw, a wśród niego wijąca się po grzbiecie ścieżka. Z obydwu stron otwarły się widoki na położone nieopodal pasma. Szlak zrobił się dość płaski i wędrówka stała się mniej męcząca. Niewielkie różnice wysokości wyznaczają kolejne kulminacje. W ten sposób po około półgodzinie dotarłam do miejsca, gdzie od strony Przysłupu Caryńskiego dobija szlak zielony. Opuszcza on grzbiet tuż przed najwyższym punktem na całej Połoninie Caryńskiej.
Grzbiet połoniny nie jest jednostajnie porośnięty trawą. Zdarzają się tu, szczególnie w okolicach kulminacji niewielkie wychodnie skalne, które dodają krajobrazowi uroku. Zatrzymywałam się co trochę by podziwiać piękne panoramy. Horyzont był wprawdzie przymglony i Pikuja ani ukraińskich połonin widać nie było, ale i tak widoki były oszałamiające. Szczególnie majestatycznie wygląda stąd Tarnica. Dalej na zachód piętrzy się kolejna z Połonin, Wetlińska.
Przejście całego grzbietu Połoniny
Caryńskiej zajmuje około godziny. Następna godzina to dość
strome zejście do Berehów Górnych, położonych przy wielkiej
obwodnicy bieszczadzkiej. Ścieżka wiedzie wśród bukowego lasu. W
połowie zbocza znajduje się rozległa polana, z której rozciągają
się widoki na Pasmo Graniczne.
W Berehach zrobiłam sobie trochę dłuższą przerwę obiadową i wypoczynkową bo po zejściu z Caryńskiej delikatnie zaczęło odzywać się moje kolano. Stwierdziłam jednak, że idę dalej, a jak będzie źle to najwyżej zejdę spod Chatki Puchatka lub z Przełęczy Orłowicza.
Kolejny etap rozpoczął się od trwającej około półtorej godziny wspinaczki na grzbiet Połoniny Wetlinskiej. Dotarłam w ten sposób do jej najbardziej na wschód wysuniętego wierzchołka, na którym stoi słynna Chatka Puchatka. Był to chyba dla mnie ostatni moment żeby ją zobaczyć. W kwietniu 2020 r. budynek ma zostać rozebrany, a na jego miejscu stanie nowy ośrodek edukacyjny BdPN z jadalnią i tarasem widokowym. Z tego względu przez prawie 2 lata szlaki w tym rejonie zostaną zamknięte i przeniesione gdzie indziej.
Spod Chatki Puchatka otworzył się przede mną widok na Połoninę. Przez kolejne ponad 2 godziny podążałam nią w kierunku do Przełęczy Orłowicza. Kolano nie dawało się we znaki więc uznałam, że można iść dalej. W kilku miejscach połonina zarasta i na grzbiecie znajdują się zarośla karłowatych buków, olszy kosej oraz jarzębiny. To efekt zaprzestania wypasów po wysiedleniu zamieszkujących Bieszczady Bojków.
W ten sposób dotarłam do Przełęczy Orłowicza, jednego z głównych węzłów szlaków turystycznych w Bieszczadach. Można stąd w łatwy sposób skrócić sobie drogę do Wetliny wybierając żółty szlak do centrum wsi. Spojrzałam na zegarek i uznałam, że jest na tyle wcześnie, że zdążę wejść na Smerek i zejść z niego by zakończyć wędrówkę we wsi Smerek. Samo wejście na szczyt było łatwe, choć zmęczenie zaczęło mi się dawać we znaki. Na szczycie stanęłam około 17:00 i pozostało zejść na dół. Końcowy odcinek trasy to strome zejście do wsi Smerek. Oj dało mi ono w kość, znacznie bardziej niż całodzienna wędrówka.
Udało mi się przejść obydwie połoniny w jeden dzień. Było to fajne doświadczenie, ale chyba nie chcę go na razie powtarzać. Lepiej zrobić krótszy odcinek, rozkoszować się byciem w górach i widokami niż napierać do przodu by zdążyć przed zmrokiem. Ale to oczywiście tylko moje odczucia i każdy może spróbować takiej wędrówki, o ile jest wystarczająco sprawny fizycznie i wie na co się porywa.
Ps. Ponieważ pech chciał, że na tę wędrówkę zapomniałam zabrać aparatu, zdjęcia pochodzą z innych moich wędrówek po połoninach Wetlińskiej i Caryńskiej.