Odessa – czy wakacje na Ukrainie to dobry pomysł?

Bardzo lubię pisać dla Was relacje z podróży, przede wszystkim przez możliwość powrotu do miejsca wyjazdu. Tym razem po miesiącu, w końcu znalazłam miejsce i czas aby napisać Wam co nieco o naszych szybkich, majowych wakacjach na Ukrainie. Ja wiem, to brzmi bardziej egzotycznie niż wakacje na Karaibach czy w Tajlandii. No, bo kto o zdrowych zmysłach pcha się do kraju ogarniętego wojną, pełnego dziwnych ludzi, biednego i zaniedbanego. No dobra, do Lwowa jeszcze sporo Polaków na wycieczki jeździ, ale dalej już jednostki. Mam nadzieję, że trochę odczaruję Wam ten kraj. Odessa wita!

Informacje praktyczne

Odessa to milionowy (!) kurort nad Morzem Czarnym, blisko granicy z Mołdawią. Rysujemy prostą kreskę w dół od Kijowa i lądujemy właśnie w Odessie. Obowiązującą walutą jest hrywna (aby przeliczyć dzieliliśmy obowiązujące ceny przez 7), czas przesuwamy o godzinę do przodu, na miejscu spokojnie dogadamy się po rosyjsku, ukraińsku, angielsku, a z bidą nawet po polsku. Znajomość cyrylicy chociaż przez jednego członka wyprawy mocno zalecana. Wiza nie będzie Wam potrzebna.

Jak się tam dostać?

Z Warszawy bezpośrednio lata tam LOT, trochę taniej, ale z przesiadką w Kijowie i z małym bagażem możemy polecieć liniami ukraińskimi. Po półtorej godziny lądujemy na najbrzydszym lotnisku jakie do tej pory widziałam. Całe z betonowych płyt, a gmach terminalu przypomina dworzec autobusowy w Pułtusku. Potem jest tylko ciekawiej. Po mieście nie jeżdżą autobusy jako takie. Transport oparty jest na marszrutkach (małe busy), trolejbusach i tramwajach, które mają swój klimat (tak to ładnie ujmę, żeby nie napisać, że w większości są po prostu stare i zdezelowane). Za przejazd płacimy przy wyjściu u kierowcy lub konduktorki, która obok niego siedzi.

Spędziliśmy tam 4 majowe noce, jeszcze przed sezonem. Stąd na zdjęciach pustki. Miasto dopiero przygotowywało się na najazd turystów, trwały remonty, powoli otwierały się bary przy plaży. Jak tam jest w sezonie? Nie wiem, ale obawiam się, że wszędzie są dzikie tłumy Rosjan. W tym czasie innych Polaków spotkaliśmy raz, w postaci 3 sztuk. Obcokrajowców jednak było sporo.

Co tam można robić?

Odessa ma tylko 200 lat, więc raczej nie ma co się nastawiać na wielkie zwiedzanie. Miasto jest jednak pełne pięknych, chociaż często zaniedbanych secesyjnych budynków, pomników, cerkwi. Mamy tam też muzea, zoo, delfinarium, port i przepiękną operę. Wydaje mi się, że Odessa to typowa imprezownia. Masa knajp, barów, klubów nocnych. Czyli w nocy balujemy, w dzień dogorywamy na plaży. Po uliczkach jeździ masa samochodów (w tym cudne starocie), które parkują wszędzie i nie ustępują pieszym. Chodniki nie należą do najrówniejszych, a drogi do płaskich jak stół. Ma to swój klimat.

4 dni spokojnie wystarczyły na relaksujące zwiedzenie miasta i okolic, a także relaks na pustej jeszcze plaży. Jeden pełny dzień poświęciliśmy na wyjazd marszrutką do twierdzy Akerman – 1,5/2h w jedną stronę. Tam trafiliśmy na dwa plany filmowe. Film kostiumowy oraz propagandowy. Oprócz tego oczywiście zwiedziliśmy okazałą twierdzę, obeszliśmy normalne, niewielkie miasteczko i zjedliśmy obiad za 5,50 zł.

Wybraliśmy się również do delfinarium. Na zachodzie taka rozrywka kosztuje od 20 euro wzwyż. W Odessie zapłaciliśmy około 35 zł za godzinny pokaz z delfinami i fokami. Zoo tym razem ominęłam, gdyż jest ono utrzymane jednak na starą modłę – czyli małe klatki, pełno żelastwa i smutne zwierzaki, które nie mają miejsca i jako takiej swobody.

Wojna, bezpieczeństwo

Przed wyjazdem chyba tysiąc razy usłyszałam, że na Ukrainie jest niebezpiecznie, bo przecież Rosja, wojna, bieda, a więc kieszonkowcy. Czułam się tam niezwykle swojsko, normalnie. Biedę widać, brak socjalu, schronisk dla psów również. Każdy robi co może, żeby sobie dorobić. Niektórzy recytują wiersze na ulicy, sprzedają sadzonki roślin z ogródka, ustawiają domową wagę, na której można się zważyć za 2 hrywny. Cokolwiek, byle nie żebrać. Chociaż oczywiście żebraków również nie brakuje. Władze miasta też starają się dbać o to, żeby ich teren był możliwie zadbany, wyremontowany, atrakcyjny dla turystów. Czy czuć wojnę? Nie. Chociaż wyżej wspomniany film propagandowy z dziećmi oraz marsze i demonstracje coś znaczą na pewno. Ale czy u nas nie jest teraz tak samo?

Podsumowanie finansowe

Ukraina jest cholernie tania, nawet w takim wypierdzianym jak na ten kraj kurorcie wszędzie było nas stać na wszystko. Idealne miejsce na niskobudżetowe wakacje, wypad ze znajomymi, kawalerski/panieński. Najwięcej wydamy na przelot. Reszta zależy od nas. Podane ceny w przeliczeniu na złotówki.

Przeloty: 1200 zł w dwie strony dla dwóch osób LOT-em

Hotel Spa 4* przy głównym deptaku: 1100 zł/4 noce ze śniadaniami dla dwóch osób (można było jednak znaleźć opcję za 250 zł)

Piwo w knajpie/barze przy plaży: 3-8 zł

Obiad w dobrej restauracji: 15-30 zł

Miska pielmieni domowej roboty: 3,60 zł

Marszrutka po mieście: 0,70 zł

Trolejbus po mieście: 0,43 zł

Marszrutka do twierdzy: 6,70 zł

Wejście do twierdzy: 7 zł

Oceanarium + delfinarium: 50 zł

Muzea, wystawy: 1,50-10 zł

Na cały wyjazd wydaliśmy około 3100 zł. Po odjęciu lotu i bardzo wypasionego hotelu, „na bieżące wydatki” poszło jedynie 800 zł, a nie odmawialiśmy sobie absolutnie niczego.

Warto?

Pewnie, że tak! Wycieczkę wspominam bardzo dobrze. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, zobaczyłam niby bliski, ale zupełnie inny kawałek świata. Wiem, że nie ma się czego bać, ludzie są pozytywnie nastawieni, a Odessa jest bardzo przyjazna turystom. Ale zdecydowanie jest to miejsce dla osób, którzy szukają czegoś zupełnie innego niż luksusowy kurort, masa zabytków i drinki z palemką. Odessę będę polecać każdemu, kto chce odpocząć w swojskim otoczeniu nie wydając przy tym tysięcy euro.


Booking.com