Kokkola jest niewielkim, spokojnym miasteczkiem położonym nad Zatoką Botnicką. Docieram do niej po długim i intensywnym odcinku mojej pierwszej rowerowej wyprawy po Finlandii. Jestem zmęczony, ale zarazem ciekawy nowych wrażeń. Dzięki gościnności poznanego wcześniej Fina imieniem Ville nie muszę szukać drogiego noclegu na pobliskim campingu. Ceny choć może nieco niższe niż gdzie indziej w Finlandii, potrafią przyprawić o zawrót głowy…
Ville mieszka i pracuje w Helsinkach, jednak jest bardzo przywiązany do swoich rodzinnych stron. Do tego stopnia że postanowił wytatuować sobie współrzędne (długość i szerokość geograficzną) Kokkoli na prawym i lewym przedramieniu. To właśnie jego opowieści skłoniły mnie do nieznacznego nadłożenia drogi, aby go odwiedzić i wspólnie pozwiedzać jego rodzinne miasto.
Pomysł okazał się doskonały. Kokkola okazuje się miejscowością bogatą w historię i malowniczą drewnianą architekturę, co wyróżnia je od innych fińskich miast często przesyconych nowoczesnością. Spacerując wśród wąskich uliczek i kolorowych domków dowiaduję się nieco o historii tego miejsca. Miasto zostało założone w 1620 r., przez króla szwedzkiego Gustawa II Adolfa, jest więc jednym ze starszych miast w kraju. Produkowano tu dziegieć, który był stosowany przy impregnacji łodzi oraz… jako składnik cukierków. Smak dziegciu jest tutaj o zgrozo bardzo popularny, są nawet lody w tym wydaniu. Osobiście nie odważyłem się tego spróbować, ale warto w tym miejscu wspomnieć inny narodowy przysmak Finlandii: soloną lukrecję czyli salmiakki. Przysmak ten wygląda, smakuje i ciągnie się mniej więcej jak smoła. W Kokkoli spróbowałem ich po raz pierwszy i już tego dnia nie byłem w stanie nic więcej zjeść. Później jednak wziąłem niewielki zapas w dalszą podróż, gdyż jeden kęs skutecznie zabijał apetyt, co przy cenach żywności nie raz ratowało mi budżet. Generalnie jednak jeśli macie wrażliwe kubki smakowe to odradzam korzystanie z tutejszych słodyczy. Dobrze że chociaż piwo smakuje tak jak powinno.
Najciekawsza historia wiąże się z niewielkim epizodem wojny krymskiej w 1854 r. W tym czasie brytyjska Royal Navy panoszyła się po Bałtyku atakując między innymi fińskie porty, które wówczas były pod kontrolą rosyjską. Kilka okolicznych miejscowości zostało spalonych w wyniku tych ataków, jednak mieszkańcy Kokkoli zdołali odeprzeć atakujących Brytyjczyków, a nawet zdobyć jedną z łodzi desantowych, obecnie z dumą prezentowaną w niewielkim muzeum w Parku Angielskim, który swą nazwę zawdzięcza właśnie tej potyczce. Co ciekawe, Brytyjczycy wciąż domagają się zwrotu jednostki, ze względu na unikalną wartość historyczną, jednak władze miasta konsekwentnie odmawiają wydania swojego trofeum.
Lokalna fauna daje się we znaki mieszkańcom. Tak jak u nas w niektórych miastach wchodzą w szkodę dziki, tak tutaj stado łosi potrafi zakraść się do centrum i popijać wodę z fontanny.
Plaża jest piękna i czysta, a do tego ludzi jak na lekarstwo. Początkowo zamierzam wyłącznie pospacerować po plaży, jednak decyduję się chociaż zamoczyć stopy. Temperatura w powietrzu wynosiła 17 stopni, co w lipcu w ociera się tu o upał. Tymczasem woda okazuje się… ciepła na tyle, że po chwili wykąpałem się bez problemu. To niesamowite zważywszy na to jak kapryśny bywa Bałtyk w naszych rejonach…