Drezno (niem. Dresden) odwieczna stolica Saksonii, miasto z jednej strony bogate historycznie i kulturowo, a z drugiej – naznaczone straszliwym piętnem. Przechodząc się dzisiaj po czystych ulicach wśród pięknych domów, trudno uwierzyć że jeszcze kilkadziesiąt lat temu było tu tylko morze gruzów. Wszystko zostało zniszczone jednym spektakularnym i kompletnie pozbawionym znaczenia strategicznego nalocie dywanowym w lutym 1945 r. Wojny nie skróciło to ani trochę, natomiast cała olbrzymia spuścizna kulturowa prawie 800 letniego miasta poszła z dymem, a razem z nią prawie 25 000 cywilów. To czego nie zniszczyły bomby, dobili sowieci w czasie okupacji Saksonii.
Mimo tragicznego losu mieszkańcy miasta tytanicznym wysiłkiem zdołali nie tylko odbudować miasto ale także przywrócić mu dawny blask. Wszystkich strat oczywiście nie dało się zniwelować, ale i tak to co zrobiono do tej pory robi imponujące wrażenie. Zwłaszcza gdy porówna się obecne widoki ze zdjęciami powojennymi.
W Dreźnie jest co oglądać. Samych muzeów i galerii jest piętnaście, a do tego dochodzi zamek, pałace i parki wypełnione przepięknymi rzeźbami, więc ciężko to wszystko obejść w jeden dzień. Na szczęście nie ma takiej potrzeby bo od dłuższego czasu kursuje bezpośredni i stosunkowo niedrogi pociąg z Wrocławia, więc można spokojnie zrobić sobie kilka wycieczek. Warto zacząć od galerii Starych Mistrzów gdzie zgromadzono imponującą kolekcję malarstwa z całej niemal Europy z XV-XVIII w. Nie ma sensu wymieniać wszystkich nazwisk artystów które tam zgromadzono, ale na zachętę mogę powiedzieć, że znajduje się tam Madonna Sykstyńska, Rafaela Santiego z charakterystycznymi „zamyślonymi aniołkami” które od dłuższego czasu zadomowiły się we współczesnej pop-kulturze. Dla kontrastu istnieje też Galeria Nowych Mistrzów – w gmachu Albertinum, gdzie zgromadzono obrazy i rzeźby z czasów od romantyzmu do współczesności. Również z całej niemal Europy.
Najbardziej imponujące malowidło w mieście znajduje się jednak… na dworze. Dosłownie i w przenośni bo można je oglądać na ścianie gmachu dawnej rezydencji królów saskich. Obraz ma ponad 100 metrów długości i namalowano go na… kafelkach z miśnieńskiej porcelany. Nosi tytuł „Orszak książęcy” i przedstawia konne wizerunki władców Saksonii: margrabiów, hrabiów, książąt i królów. Jakimś cudem cała instalacja przetrwała bombardowanie w 45 r., tracąc jedynie 223 płytki z ponad 25 tysięcy, które odnowiono zaraz po wojnie. Jego przetrwanie musiało mieć duży wpływ na morale mieszkańców którzy po wojnie odbudowywali zniszczone miasto.
Jako ciekawostkę warto zwiedzić muzeum poświęcone… Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu – autora m.in. „Starej Baśni”. Nie jest to jedyny polski akcent w mieście, bo znamy przecież z historii królów saskich którzy zostali wybrani na królów Polski. Najbardziej znany z nich – August Mocny, ma tutaj imponujący „złoty” pomnik. Niestety dla nas był to niezbyt dobry wybór – władca dużo bardziej dbał o interesy rodzimego państwa, przez co próżno szukać u nas jakichkolwiek jego pomników.
Przez pewien czas miasto i cały obszar doliny Łaby, która przez nie przepływa był wpisany na listę UNESCO. Szybko je jednak wykreślono z powodu… jednego mostu. Ważna dla mieszkańców instalacja została bowiem mocno oprotestowana zarówno przez ekologów jak i UNESCO. Po kilku latach zażartego konfliktu miejscowi postawili na swoim i most zbudowali. Z czasem okazało się, że nie taki diabeł straszny i nowa konstrukcja nie tylko nie szpeci okolicy, ale także nie zniszczyła ekosystemu. Ułatwił za to życie nie tylko mieszkańcom miasta, ale i wszystkim przyjezdnym. Niestety szacowne instytucje rzadko przyznają się do błędów i miejsca na liście UNESCO miastu nie przywrócono. A szkoda, bo naprawdę na to zasługuje.