Wyprawa rowerowa na Pomorze Zachodnie – dzień 7

2 maja 2019

Dystans dzienny: 92 km

Dystans całkowity: 595 km

Wstałem z samego rana, ale o niezbyt drakońskiej porze. Pogoda nie zachęcała do jazdy. Wiatr zmienił się wraz z moim kierunkiem jazdy więc znów wiało mi w nos i to naprawdę mocno. No ale przynajmniej nie padało, więc bez zbędnych ociągnięć toczyłem dalszą walkę z żywiołem. Z trudem dowlokłem się do Kamienia Pomorskiego, o którym wcześniej nic nie wiedziałem, a który ku mojemu zaskoczeniu okazał się czarnym koniem wycieczki. Spodziewałem się jedynie katedry do której skierowałem się najpierw.
Tym razem mimo wczesnej pory udało się ją zwiedzić, a w ramach bonusu wysłuchałem świetnego koncertu na organy. Co ciekawe sięgano nie tylko po klasyczne aranżacje ale też te bardziej współczesne. Niestety przyszedłem na sam koniec więc odsłuchałem tylko kilku melodii. Po koncercie na spokojnie zająłem się zwiedzaniem świątyni. Niestety nie można było wejść na wieżę, a szkoda bo widok z niej musi być naprawdę niesamowity. Najbardziej rozbroiły mnie jednak freski na suficie z charakterystycznymi „szczękopadami” które rozbawiły mnie totalnie. Pokazuje to wyraźnie że ludzie w dawnych latach mieli poczucie humoru w miejscach gdzie nie koniecznie można by się tego spodziewać nawet dzisiaj.

To nie był koniec niespodzianek. Kolejną okazał się rynek, którego jedna z pierzei okazała się być… plażą nad zalewem nomen omen Kamieńskim. Czegoś takiego chyba jeszcze nie widziałem. Wrażenie było niesamowite. Samo miasteczko okazało się być ładne i zadbane.

Na koniec zawitałem do Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej, stosunkowo młodej placówki jednak z dużym potencjałem. Dość powiedzieć że mieli tam naprawdę fajne zabytki archeologiczne i przedwojenne (chociażby świetnie zachowany wrak samochodu osobowego). Niestety główna atrakcja: wampir, a raczej wampirzyca, była na badaniach antropometrycznych, więc musiałem zadowolić się odciskiem w piachu z pustej trumny. Rękojeść wikińskiego noża, którą znaleźli przy badaniach rynku, też będzie do oglądania dopiero później. Co za niefart. Mimo to było fajnie. Po wszystkim pokręciłem się jeszcze trochę po mieście, zjadłem drugie śniadanie i z uczuciem lekkiego niedosytu ruszyłem w dalszą drogę. Mam co najmniej kilka powodów by kiedyś tu wrócić.

Pojechałem dalej w lepszym humorze, wiatr jakby się uspokoił. Droga zaś była prosta i przyjemna. Tyle też że nie było już za bardzo na czym zawiesić oka. Odwiedziłem po drodze tylko kilka zapomnianych cmentarzy. W miarę szybko dotarłem do Szczecina (od samego południa) i zameldowałem się w hostelu centrum żeglarstwa. Bardzo przyjemny i nawet niedrogi. Niestety chwilę później rozpętała się ulewa. Z dwojga złego lepiej niż w trasie, ale z drugiej strony to mnie niestety zniechęciło do zwiedzania czegokolwiek. Szkoda bo w Szczecinie miałem trochę zaległości z poprzedniego razu. Trzeba będzie kiedyś nadrobić. Z braku lepszych rzeczy do roboty położyłem się wcześniej spać i dzięki temu mogłem porządnie wypocząć.

 


Booking.com