Wyprawa rowerowa na Pomorze Zachodnie – dzień 3-4

28-29 kwietnia 2019

Dystans dzienny: 186 km (80 + 106)

Dystans całkowity: 309 km

Festiwal, mimo rekordowej frekwencji przebiegł nadzwyczaj spokojnie. Mieliśmy co prawda więcej papierkowej roboty niż zazwyczaj (Rodo etc.), ale nie tylko zdążyłem uwinąć się w terminie, ale nawet i zjeść obiad. Z kolei kumpel u którego zostawiłem rower musiał się ewakuować przed 13, ale to dało mi tylko impuls do szybszego wyruszenia w dalszą trasę.

Pogoda nie była najpiękniejsza, ale przynajmniej nie padało. Wyjazd z Poznańskich Winogradów na Oborniki był całkiem przyjemny. Ścieżki rowerowe były ładne i na ogół dobrze wytyczone. Tylko raz musiałem taszczyć rower po wiadukcie nad torowiskiem tramwajowym bo jakoś chyba nie przewidzieli że ktoś może je w poprzek przekraczać. Udało mi się zgrabnie ominąć węzeł Poznań Północ (droga którą pojechałem była z jakiegoś zakazana według Googla, ale na miejscu nie było żadnych znaków, miejscowi też się nią poruszali). Później trzymałem się już drogi krajowej 11 aż do Chodzieży. Miała ona na tym odcinku wygodne i szerokie pobocza dzięki temu mogłem poruszać się po niej niemal bezkolizyjnie. Wadą była znów monotonia krajobrazu. Miasteczka które mijałem również jakoś nie urzekły mnie za bardzo. Może to kwestia szaro-burej aury. Zrobiłem zaledwie kilka zdjęć na całym odcinku. Zatrzymałem się w niewielkim, ale za to wygodnym pensjonacie w miejscowości Milcz. Pogoda psuła się na dobre więc nie było szans na camping. Jak się okazało nocą przeszła ulewa więc nie było czego żałować.

Udało mi się wstać bardzo wcześnie i po szybkim śniadaniu bez zbędnego przeciągania ruszyłem w drogę. Niestety nie tą co trzeba i w efekcie musiałem drałować dodatkowe 10 km. Złość potęgował fakt że ciągle z lekka siąpiło, ale później już nie było żadnych opadów.

Okolica była dość odludna, ale klimat dziczy robił się nawet fajny. Udało mi się wypatrzyć kilka rzadszych ptaszysk, ale nie udało się żadnego sfotografować. W okolicach Piły trafiłem za to na znakomitą ścieżkę rowerową, biegnącą wzdłuż torów przez las. Była nie tylko pięknie położona, ale też równo wyasfaltowana. Prowadziła praktycznie do samego miasta. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Już sam wyjazd z Piły stał się problematyczny przez nową obwodnicę, a do tego DK 11 na której do tej pory polegałem stała się wąska i bez pobocza. Z braku innych opcji musiałem się niestety jej trzymać prawie do końca dnia.

Tymczasem pogoda miło mnie zaskoczyła. Spodziewałem się kontynuacji ulewy, a zamiast tego otwarło się na oścież okienko pogodowe. Zrobiło się ciepło i słonecznie. Postanowiłem zaryzykować i zamiast szukać hostelu, rozejrzeć się za campingiem. Zresztą camping na pojezierzu Drawskim był jednym z moich pierwotnych założeń. Wadą tego planu było niestety to że musiałem ominąć Szczecinek który też chciałem odwiedzić, no i nie znalazłem ani jednego bunkra z osławionego Wału Pomorskiego. Udało mi się za to znaleźć fajną lokalizację nad jeziorem Wielimie, przynajmniej w teorii bo jak się okazało pole namiotowe otwierali dopiero następnego dnia. Zapomniałem że to jeszcze kwiecień. Z braku lepszych perspektyw udało mi się znaleźć wygodne krzaki nieopodal i upewniwszy się że nie naruszam żadnych rezerwatów rozbiłem szybko namiot. Do wieczora było jeszcze trochę czasu więc przespacerowałem się po dzikiej plaży. Zrobiło się naprawdę ładnie. Humor też mi się poprawił…

 


Booking.com