Wyprawa rowerowa do Szwajcarii – dzień 19

4 sierpnia 2017

Dystans: 163 km

Na campingu poznałem innego rowerzystę – zgermanizowanego Rosjanina Andreja z Kolonii. Okazało się, że jedziemy mniej więcej w tym samym kierunku, więc bladym świtem zwinęliśmy namioty i ruszyliśmy w trasę. W przeciwieństwie do mnie Andrej wolał jeździć po górach, miał też świetny, karbonowy rower wprost stworzony do takiej jazdy. Nie powiem z jednej strony chciałbym mieć coś takiego, ale z drugiej kosztuje to krocie, a do tego jest dość delikatny i łatwy do rozwalenia. Po ostatnich przygodach, chyba jednak zostanę przy moim Pegasusie.

Początkowo chciałem wjechać w głąb Belgii do Hasselt, jednak po ostatnich perypetiach zdecydowałem się skierować od razu na kurs powrotny – czyli prosto do Niemiec i Polski. Wspólnie z Andrejem śmignęliśmy pierwsze 60 km po pustych niemal ulicach, po czym rozjechaliśmy się w swoich kierunkach: ja skierowałem się do Kolonii, on zniknął gdzieś w krzakach.

Droga do Kolonii była szybka i bezproblemowa – przebijanie się przez nią już niekoniecznie. Nie było mnie w niej ponad pięć lat, mimo to było dokładnie tak brzydko jak pamiętam. Jedynie katedra wyglądała nieco lepiej, ale rusztowania dalej wiszą. Nie zdecydowałem się jednak aby wejść znów do środka, kolejki turystów mnie zniechęciły. Udało mi się zobaczyć natomiast fasadę starego ratusza, którą przegapiłem ostatnio. Potem zjadłem coś na szybko i ruszyłem w dalszą drogę.

Jechałem ostro i nie oglądałem się za siebie. Miałem wciąż trochę stresu po wczorajszej awarii, jednak na szczęście nic nie wskazywało na to by miała się ona powtórzyć. Poza tym droga była nawet przyjemna. Na dłuższy postój zatrzymałem się jedynie w miasteczku Mettmann, aby zobaczyć Neandertal Museum. Zostało ono zbudowane w dolinie rzeki Düssel, zwanej Neandertal, gdzie po raz pierwszy odkopano szczątki człowieka Neandertalskiego w 1856 r. To właśnie stąd pochodzi jego nazwa gatunkowa. Jako archeolog z wykształcenia nie mogłem przegapić takiej atrakcji.

Muzeum jest bardzo nowoczesne – z dużą liczbą instalacji multimedialnych oraz interaktywnych. Widać miejscowe władze nie żałują kasy na promocję regionu, choć prawdę mówiąc nic lepszego w okolicy nie ma. Placówkę zaprojektowano specjalnie z myślą o zwiedzaniu go przez całe rodziny oraz ich zwierzaki. Tak to pierwsze znane mi muzeum gdzie można wejść i zwiedzać razem z psem. Godne odnotowania. Budynek jest dość mały i bez oglądania wszystkich filmów można go zwiedzić dość szybko, jednak odbywają się tu pewnie różne wydarzenia, imprezy i warsztaty. Oprócz tego w pobliżu znajduje się malownicza ścieżka dydaktyczna. Przy ładnej pogodzie to nawet ciekawsze doświadczenie.

Tego dnia jechałem do oporu, bo zamierzałem pobić rekord dzienny trasy i udało mi się. Okolica nie była już zbyt interesująca więc zatrzymałem się dopiero na kolejnym campingu w miejscowości Hattingen nad rzeką Ruhrą. Szybko rozbiłem namiot i już nie nawiązując żadnych nowych znajomości, poszedłem spać. Prognozy nie były zbyt optymistyczne więc szykowałem się na rześki poranek…

 

 


Booking.com