8 sierpnia 2019
Dystans dzienny: 133 km
Dystans całkowity: 1713 km
Wstałem wczesnym rankiem i szybko zwinąłem namiot. Nie jadłem śniadania bo i tak nic nie miałem. Dzień był roboczy, więc nie spodziewałem się żadnych problemów zaopatrzeniowych. Trasa też nie zapowiadała się najgorzej – wystarczyło trzymać się krajowej jedynki, która odkąd wybudowali obok autostradę, nie jest ani specjalnie zatłoczona, ani niebezpieczna. Po raz pierwszy od dłuższego czasu spotkałem nawet dalekobieżnych rowerzystów. Kierowali się oni jednak na pobliską Transalpinę – słynną górską trasę, którą też zamierzam kiedyś pokonać.
Pierwszy postój zaliczyłem w Sebesie. Początkowo chciałem się zatrzymać tylko na bułkę z bryndzą, ale że czas był dobry to postanowiłem pozwiedzać co nieco. Zwłaszcza że potężny i piękny kościół obecnie ewangelicki, ale wybudowany XIII w., wyglądał bardzo zachęcająco. Udało mi się go zwiedzić za symboliczną opłatą. Myślałem początkowo że to jeden ze słynnych warownych kościołów, ale okazało się że jednak nie. Niemniej jako fan architektury gotyckiej byłem zadowolony.
Niedługo potem ruszyłem w dalszą drogę w stronę Devy. Ponieważ jedynka zaczęła mocno meandrować, postanowiłem zrobić skrót i wjechać na jedną z bocznych dróg. Nie był to najlepszy pomysł, gdyż droga była w kiepskim stanie, a w dodatku w pewnej chwili stanąłem nad zerwanym mostem. Rzeczka nie była przesadnie głęboka, ale pokonanie jej z rowerem w tym miejscu byłoby niemożliwe. Już miałem w pamięci liczone karne kilometry jakie miałbym pokonać jadąc z powrotem, ale na szczęście dostrzegłem traktor który przejeżdżał przez bród raptem kilkadziesiąt kilometrów wyżej. Istotnie udało mi się również nim przekroczyć rzeczkę, a w upalny dzień to było nawet przyjemne. Niebawem znów byłem na właściwej drodze. Później już nie miałem żadnych problemów, było po drodze parę górek, ale szybko je pokonałem. Tego dnia pokonałem całkiem solidny dystans.
Nie chciało mi się jechać do Devy bo drogę między nią a Timisoarą wspominałem jak najgorzej, choć przez pięć lat mogło sporo zmienić się na lepsze. Postanowiłem więc dotrzeć do Timisoary od południa i pokonać niewielkie górki. Zawsze to jakieś urozmaicenie. Nie miałem większego pomysłu na postój, miałem nadzieję że będzie gdzieś camping po drodze, ale zmieniłem zdanie gdy dotarłem do Sermizegetusy szybko zmieniłem zdanie. Był tam ogromny skansen archeologiczny na miejscu dawnej rzymskiej stolicy Dacji. W czasach świetności zamieszkiwało ją nawet 25 tysięcy ludzi. Takiej okazji nie mogłem przegapić. Szybko wykupiłem pierwszy lepszy nocleg na miejscu i przez resztę dnia zwiedzałem rzymskie ruiny. Na ekspozycję muzealną już się niestety nie załapałem, jednak zwiedzanie samego skansenu zajęło mi klika godzin. Byłym siedział w nim może nawet do wieczora, ale pozwolono mi wjechać rowerem co znacznie ułatwiło mi zadanie. Widoki były niesamowite. Porobiłem też mnóstwo zdjęć.
Pod wieczór zdążyłem jeszcze zjeść kolację i wróciłem na nocleg. Znów miałem szczęście bo chwilę po dotarciu do mieszkania, rozpętała się wielka burza i lało co najmniej kilka godzin. Całe szczęście że nie spałem pod namiotem…
Booking.com