W Bieszczady wracam kilka razy do roku. W różnych porach, przy różnej pogodzie. Góry są za każdym razem inne. Zmieniają się kolory, roślinność, całe otoczenie. Nie mam takiej pory, kiedy byłoby tam brzydko, ale tak naprawdę ciężko się zdecydować kiedy jest najpiękniej.
Jeśli miałabym już wybierać, to wskazałabym, że jesienią najpiękniej jest na połoninach. Za to wiosna to dla mnie zdecydowanie czas na bieszczadzkie doliny. Wyżej jest jeszcze dość szaro, leżą płaty śniegu. W dolinach za to coraz śmielej poczyna sobie zieleń i pierwsze kwiaty. No i wtedy najpełniej można oglądać pozostałości dawnych bojkowskich i łemkowskich wiosek.
Czym jest Kraina Dolin w Bieszczadach? To tereny położone na północ od Połoniny Caryńskiej i Wetlińskiej. W dolinach rzek i potoków było tu do czasów II wojny światowej kilkadziesiąt wiosek zamieszkanych przez Bojków i Łemków. Te dwie rusińskie grupy zostały uznane po wonie za Ukraińców i przesiedlone albo na tereny dzisiejszej Ukrainy albo na Ziemie Zachodnie. Pozostały po nich puste wioski, które z czasem popadały w ruinę. Dziś wiele z nich to tyko nazwy na mapie i ukryte wśród drzew i krzaków cmentarze czy kamienne, przydrożne krzyże.
Wiosna to świetny czas na poznawanie tej części Bieszczad. Nie ma jeszcze w pełni rozwiniętych liści na drzewach i krzewach, trawa jest niska i dzięki temu można całkiem sporo zobaczyć, zanim pamiątki przeszłości skryją się w zieleni. Dodatkowo uroku tym miejscom nadają kwitnące na biało kępy dawnych drzew owocowych, zdziczałych dziś i rozpleniających się jako półdzikie zarośla. Idąc w Doliny trzeba przygotować się na szukanie i poznawanie, odrzucić szlaki i zabawić się w odkrywcę.
Moje ulubione doliny ciągną się szerokim pasem od okolic Bereżek po okolice Baligrodu. Omijają połoniny, wciskają się między ich wzniesienia, a rzekę San. Nie zawsze udaje mi się dotrzeć do wszystkich, ale staram się mieć przynajmniej ze 2 na trasie wiosennych wędrówek bieszczadzkich.
Najbardziej na wschód znajduje się Caryńskie. Ciągnie się od doliny Nasicznego do Przysłupu Caryńskiego, gdzie znajduje się schronisko studenckie Koliba. Doliną prowadzi droga szutrowa, a pozostałości wsi są stosunkowo dobrze widoczne. Jeśli rozejrzeć się po zboczach, wypatrzeć można jak wyglądał przed wojną układ pól, bo widoczne są wyraźnie dawne miedze. W Caryńskiem znajduje się duży cmentarz z podmurówką cerkwi oraz zrujnowaną kaplicą.
Dalej rozpoczynają się trzy najbardziej znane bieszczadzkie powsia Hulskie, Krywa i Tworylne. Leżą one nad Sanem i zajmują trzy sąsiednie doliny oddzielone niewielkimi wzniesieniami. W Krywem i Hulskim stoją ruiny murowanych cerkwi, zaś w Tworylnem dzwonnica parawanowa. W tej ostatniej miejscowości zachowało się także sporo starych piwnic, studni oraz zrujnowane zabudowania dworskie. W Krywem z kolei działa dziś duże gospodarstwo agroturystyczne, a wokół pasą się owce i krowy. We wszystkich tych dolinach żyją dziś bobry, które stopniowo zalewają coraz to inne ich połacie. Wiosną to dodatkowa atrakcja. Błąkanie się wśród rozlewisk ma niepowtarzalny urok.
Za Przełęczą Szczycisko zaczyna się dolina Solinki i Wetliny. Tu w zakolu leży dawna Wioska Zawój, a nieco dalej na południe Jaworzec, gdzie znajduje się obecnie bacówka PTTK. Do obydwu miejsc można dojść drogą, a dodatkowo podziwiać progi skalne w rezerwacie Sine Wiry nad Wetliną. Na terenie obydwu wsi zachowały się przydrożne krzyże, miejsca po cerkwiach i kilka nagrobków na cmentarzach.
Tu zaczyna się moja ulubiona część Krainy Dolin. Za Solinką wchodzi się w dolinę prowadzącą w stronę Przełęczy Hyrcza. Znajdują się tu pozostałości wsi Łopienka. Przed II wojną światową było tu słynne Sanktuarium Maryjne, do którego przybywali Łemkowie i Bojkowie z obydwu stron Karpat. Wielkie odpusty w Łopience gromadziły po kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Po wojnie i przesiedleniach zabudowa wsi zniszczała. Był plan zrobienia tu żywego skansenu, który jednak spełzł na niczym. Od końca lat 70 XX w. zaczęto w czynie społecznym podnosić z ruiny cerkiew. Dziś wygląda ona jak przed wojną, ale należy do kościoła rzymskokatolickiego i jest Sanktuarium Chrystusa Bieszczadzkiego, zaś ikonę Matki Boskiej z Łopienki można zobaczyć w kościele w Polańczyku.
Z Łopienki można iść dalej w stronę Łopiennika by przejść do Cisnej lub ścieżką spacerową wyjść na Przełęcz Hyrcza, gdzie stoi XIX wieczna kapliczka. Był to ostatni przystanek pielgrzymów przed zejściem do Łopienki. Dziś stoi tu wiata, a z przełęczy rozciąga się piękny widok na dwie kolejne doliny. Tyskowa i Radziejowa ciągną się aż do doliny potoku Stężnica. Są odsłonięte, ich zbocza porastają łąki i niskie zarośla. Wiosną kwitną na biało tarniny i zdziczałe drzewa owocowe. Po dawnych wsiach pozostały jedynie miedze pól i dawne cmentarze.
I w ten sposób doszliśmy prawie do Baligrodu. Na koniec pozostało mi powsie Choceń leżące na północ od Baligrodu. Trafiłam tu pierwszy raz w 2007 r. i się zakochałam. Wśród lasu, w dolinie potoku wyrastają jakby znikąd podwaliny domów, studnie, piwniczki. wszystko porośnięte mchami i paprociami, które właśnie wiosną pozwalają jeszcze na oglądanie w pełnej krasie. Jest tu też duże cerkwisko i cmentarz. Gdy byłam pierwszy raz leżały na nim metalowe elementy cerkwi. Teraz już ich nie ma. Nie wiem czy zabrano je do jakiegoś muzeum czy rozkradziono. Wystarczy podejść troszkę ponad wieś by z okolicznych łąk oglądać piękne panoramy. Mnie szczególnie podoba się ta z grzbietu nad Cisowcem.
W Choceniu czuję się zawsze jak odkrywca. Podobne odczucia miałam kiedyś, gdy idąc wzdłuż Sanu z Myczkowców dotarłam do dawnej wsi Bereźnica Niżna. Takich miejsc jest zresztą w Bieszczadach mnóstwo. Tylko trzeba umieć je znaleźć i otworzyć się w tych górach na coś więcej niż tylko połoniny.