Pieniny należą do moich ulubionych gór, a ich centralna część zawsze jest dla mnie wspaniałym miejscem na górskie wędrówki. Tym razem zdecydowałam się przejść je całe niebieskim szlakiem w przeciągu jednego dnia. Zaczęłam wcześnie rano na Przełęczy Snozka nad Czorsztynem, a skończyłam późnym popołudniem na brzegu Dunajca w Szczawnicy. Dzień był słoneczny, ale nie upalny i całą trasa była jak zwykle wspaniałą wędrówką.
Początkowy fragment szlaku nie jest zbyt ciekawy ponieważ prowadzi drogami nad miejscowością Czorsztyn. Przeszłam go tylko dlatego, że chciałam „zaliczyć” całość trasy. Po około godzinie dotarłam do Polany Majerz. Znajduje się tu bacówka, w której prowadzony jest pod auspicjami Pienińskiego Parku Narodowego kulturowy wypas owiec. Można zakupić tradycyjne owcze sery oraz napić się żętycy. Po przejściu przez otwartą przestrzeń polany dotarłam do drogi w kierunku Sromowców. Szlak przecina ją na Przełęczy Osice. Tu weszłam w las i szłam nim niemal po płaskim grzebiecie. Po kilkunastu minutach pojawiły się pierwsze polany, a wraz z nimi widoki na Lubań w Gorcach oraz na Spisz i Tatry. Do Przełęczy Szopka podejść było tu bardzo mało więc niemal w ogóle się nie zmęczyłam. Dotarłam po niecałych dwóch godzinach od wejścia w las.
Po krótkim odpoczynku ruszyłam dalej. Odsłonięta Przełęcz Szopka, nazywana też Chwała Bogu jest świetnym punktem widokowym na Tatry. Są tu też ławki oraz szlak żółty z Krościenka do Sromowców. Mi jednak spieszno było wyżej. Dopiero tu rozpoczęło się solidniejsze podejście. Jego część pokonuje się obecnie po wykonanych przez pracowników parku stopniach. Tak po 40 minutach od opuszczenia przełęczy doszłam do budki z biletami pod szczytem Trzech Koron.
Nie jest to najwyższy szczyt Pienin, ale na pewno najbardziej rozpoznawalny. Na jednym ze skalnych zębów nazywanym Okrąglicą znajduje się platforma widokowa. Panorama zapiera dech w piersiach. Tatry, Dunajec, Spisz, Babia Góra, Gorce, Beskid Sądecki. Wszystko wydaje się na wyciągnięcie ręki.
Kolejnym etapem wędrówki było dojście do ruin Zamku Pienińskiego. Był on w przeszłości strażnicą przy granicy i szlaku handlowym, a historia wiąże go z postacią Świętej Kingi, księżnej krakowskiej, która po śmierci męża Bolesława Wstydliwego osiadła w ufundowanym przez siebie klasztorze sióstr klarysek w Starym Sączu. Wraz z mniszkami miała się chronić w pienińskiej warowni przed najazdem tatarskim. Do dziś z zamku zachowały się jedynie fragmenty murów, a poniżej podestu znajduje się niewielka, wykuta w skale kapliczka z figurą świętej Kingi. Szlak prowadzi tu przez piękny las liściasty i pokonuje kilka głębokich jarów. Niestety wejście na zamek jest zamknięte z powodu osunięcia się zbocza. Minęłam więc zagrodzone wejście i ruszyłam na Sokolicę.
Zanim tam jednak dotarłam musiałam pokonać dość trudny, skalisty odcinek Sokolej Perci na Czertezikach. Można go ominąć alternatywnym szlakiem zielonym, co jest szczególnie wskazane zimą. Teraz jednak warunki były dobre i poszłam skrajem przepaści. Dunajec wijący się w dole wyglądał imponująco.
I tak po kolejnych dwóch godzinach stanęłam pod Sokolicą. Wdrapałam się po schodach i mogłam podziwiać zakola rzeki i widok na Małe Pieniny. Niestety słynna sosna jest dziś, po zniszczeniach dokonanych zimą przez helikopter jedynie kikutem z jedną gałęzią. Szkoda bo dodawała krajobrazowi uroku.
Z Sokolicy już tylko pół godziny stromego zejścia dzieliło mnie od doliny Dunajca w Szczawnicy. Zeszłam do przeprawy i z flisakiem przejechałam na drugą stronę Dunajca łodzią. Piękny był to dzień. Męczący, ale okraszony wspaniałymi widokami.