W egejskiej części południowej Turcji, w której spędziłam swego czasu łącznie osiem miesięcy, dominują śródziemnomorskie kurorty, nastawione na turystykę masową, co może odpychać żądnych przygód podróżników. Jednak i tu znaleźć można prawdziwe cuda natury, których w całej Turcji jest pod dostatkiem. Do takich cudownych miejsc, których żaden miłośnik przyrody, będąc w okolicy, nie ma prawa ominąć, zaliczam ujście rzeki Dalyan.
Mniej więcej w połowie drogi między kurortami Marmaris i Fethiye znajduje się jezioro Köyceğiz, z którego bierze początek krótka rzeka Dalyan. Leniwie meandrująca rzeka u swego ujścia rozwidla się na wiele odnóg, tworząc rozległą deltę. W delcie tej słone wody mieszają się ze słodkimi, dlatego spotkać tu można żyjątka zarówno słodkowodne jak i morskie. Wśród tych drugich najbardziej spektakularne są ogromne żółwie zwane Karetta (łac. Caretta caretta). Ich widok w pobliżu ujścia rzeki wcale nie należy do rzadkości.
A jak się tam dostać? Nic prostszego! W centrum małego miasteczka, noszącego tę samą nazwę, co przepływająca przezeń rzeka, nad jej brzegiem o poranku stoi wiele małych łodzi turystycznych, które przed południem wypływają w kierunku ujścia rzeki, a po południu wracają do miejscowości Dalyan. Ruch turystyczny jest w tym miejscu ograniczony ze względu na ścisłą ochronę przyrodniczą, obejmującą deltę, a także leżącą u ujścia rzeki plażę. Plaża ta, zwana İztuzu, rozciąga się na długości około 6 kilometrów i, w odróżnieniu od większości tureckich plaż, jest szeroka i w stu procentach piaszczysta. Drobny piasek İztuzu upodobały sobie również żółwie Karetta, tu bowiem składają one swe jaja, co jest głównym powodem objęcia tego terenu ochroną.
Rejs z miasteczka Dalyan do plaży İztuzu trwa około godziny, a w jego trakcie podziwiać możemy prawdziwe dzikie piękno tureckiej przyrody. Płynie się labiryntami pośród małych wysepek w całości porośniętych wysokimi trawami, które obfitują w ptactwo wodne. Niekiedy przesmyki między wysepkami są tak wąskie, że ledwo mieści się w nich nasza mała łódka i ocieramy się o ich bujną roślinność, co przywodzi na myśl przedzieranie się przez zarośla Amazonii. Dodatkowo tuż po wypłynięciu z miasteczka po prawej stronie możemy obserwować wykute w skałach starożytne grobowce licyjskie.
Kiedy już prawie dopływamy do plaży, nasza łódka zatrzymuje się na kilka-kilkanaście minut w sąsiedztwie innej łodzi – łodzi poławiaczy krabów. Tutaj też bezpośrednio na łodzi świeżo złowione kraby są gotowane i grillowane, a następnie serwowane turystom. Nie to jest jednak głównym celem naszego postoju. Poza człowiekiem, w żyjących tu krabach ogromnie lubuje się również żółw Karetta i za pomocą krabów właśnie usiłujemy go tu zwabić. Żółw zwykle nie każe na siebie długo czekać i już po kilki minutach ukazuje nam się – najpierw z daleka, pod powierzchnią wody, by po chwili ku uciesze turystów wystawić z niej swój pyszczek.
Do plaży zostało już tylko kilkadziesiąt metrów. Tu łódź cumuje na ok. 2 godziny, umożliwiając nam rozkoszne plażowanie na drobniusieńkim piasku İztuzu. Przy wejściu na plażę stoi kilka tablic informacyjnych w języku tureckim i angielskim,które zawierają podstawowe informacje na temat żyjących tu żółwi, a także ostrzegają przed nieumyślnym zadeptaniem żółwich gniazd. Jaja złożone i zasypane piaskiem nie są widoczne, ale miejsce, w których się one znajdują, jest odgrodzone od reszty plaży sznurkiem na wysokości ok. 15 cm, za który wstęp jest surowo wzbroniony.
Przed zachodem słońca wypływamy w drogę powrotną, ponownie napawając się widokami tej cudownej krainy.