Są takie miejsca, w których człowiek niemal od razu czuje się jak u siebie. Nawet wtedy, gdy odwiedza je po raz pierwszy w życiu. Dla mnie jednym z nich jest Sarajewo. Stolicę Bośni i Hercegowiny odwiedziłam dotąd tylko raz, w czasie kilkutygodniowej podróży po Bałkanach w 2013 roku i mam nadzieję jeszcze kiedyś tam wrócić.
Nazwa Sarajewo nie kojarzy się zbyt turystycznie. Większości osób stają raczej przed oczyma obrazy rodem z apokalipsy. Wyludnione ulice, domy o pustych oknach, przemykający się pod murami ludzie. Na szczęście ten fragment tragicznej historii Sarajewo ma za sobą. I cały czas odradza się do życia, zmienia, pięknieje. Choć wjeżdżając tu przez przedmieścia nie sposób nie zauważyć zrujnowanych budynków czy załatanych wyrw po kulach i bombach w fasadach bloków. Do wyobraźni przemawia Most Vrbanje na rzeką Miljacka, nazywany Mostem Romea i Julii. To nawiązanie do historii pary, Bosznaczki Admiry Ismic i Serba Bosko Brkica, którzy usiłowali uciec z oblężonego Sarajewa i zginęli na moście od kul snajperów. Innym miejscem, które przypomina tragiczną historię miasta jest miejska hala targowa Markale znajdująca się niedaleko Starego Miasta. W czasie oblężenia hala została dwukrotnie ostrzelana pociskami moździerzowymi. Zginęło tu łącznie ponad 100 osób.
Jednak im bliżej centrum tym mniej jest w krajobrazie miasta śladów wojny, a więcej nowego życia. Kiedy dziś oglądam zdjęcia centrum miasta to widzę jak dużo się zmieniło przez te 3 lata. Jak Sarajewo pięknieje w oczach. Mnie urzekło siłą życia i różnorodnością. Zawsze fascynowały mnie miejsca leżące na styku cywilizacji, kultur czy regionów. I to jest właśnie esencja Sarajewa. Pomieszanie Zachodu z chrześcijańskim Wschodem oraz Wschodem islamskim. W żadnym innym mieście nie zdarzyło mi się oglądać niemal obok siebie cerkwi, kościoła rzymskokatolickiego, meczetu i synagogi. Dzieli je często kilkaset metrów i komponują się znakomicie w tej mieszance, która niestety wielokrotnie już w historii była wybuchowa.
Sercem Sarajewa jest Bascarsija czyli dawna turecka dzielnica handlowa. Znajdowała się ona w każdym większym mieście na terenie Imperium Osmańskiego. A Sarajewo w tym czasie należało do najważniejszych punktów handlowych państwa tureckiego. Ponad kamienną, głównie dość niską zabudową strzelają w niebo minarety meczetów. Wiele z nich jest nadal czynnych i o określonych godzinach odzywają się z nich nawoływania muezina. Najpiękniejszym z nich jest Meczet Gazi Husrev Bega stojący niemal w samym środku carsiji. Przez otwarty przedsionek nakryty pięcioma niewielkimi kopułami można wejść do środka. Tu zaczyna się inny świat. Hałaśliwa ulica zostaje gdzieś daleko, tu panuje spokój i skupienie. Wnętrze zdobią geometryczne i roślinne malowidła. Pięknie dekorowany jest mihrab czyli nisza wskazująca kierunek do Mekki oraz mimbar, pełniący funkcję ambony. Meczet należy do całego zespołu budynków wybudowanych z inicjatywy Gazi Husrev Bega, XVI wiecznego gubernatora Bośni. W bliskiej odległości znajduje się medresa oraz bezistan czyli zajazd i hala targowa dla kupców, w którym dziś nadal funkcjonują liczne sklepy.
Niemal cała Bascarsija składa się z zabytkowych budynków. Dawne domy, karawanseraje czyli zajazdy, bezistany, hammany (tureckie łaźnie), studnie – sadrvany to nieodłączny tu element krajobrazu. Już po krótkim czasie spędzonym w tym miejscu zdałam sobie jednak sprawę, że nie warto wyszukiwać poszczególnych zabytków, ale trzeba patrzeć na to miejsce jako na całość. Na żyjący wciąż organizm. Sarajewska carsija nie byłaby tym samym miejscem gdyby zabrać z niej wszystkie sklepiki i zakłady rzemieślnicze, gdyby wyrzucić porozkładane na chodnikach poduszki, dywany, młynki do przypraw, tygielki, łyżki, miseczki, biżuterię, torebki, skórzane paski i buty oraz wszystko to, co lokalni rzemieślnicy mogą zaoferować. Nie byłaby tym samym miejscem, gdyby usunąć z powietrza zapach burków czyli okrągłych, zwijanych placków z francuskiego ciasta nadziewanych mięsem, serem lub szpinakiem. Do dziś kiedy wchodzę do jakiejś bałkańskiej restauracji, przed oczami staje mi zatłoczona sarajewska carsija.
Pośród tureckiej zabudowy najstarszej części Sarajewa warto odnaleźć budynki z wyglądu niepozorne, ale mówiące dużo o przeszłości miasta. To stara cerkiew oraz stara synagoga. Obydwie nie rzucają się zbytnio w oczy. Są proste, niewielkie i ciężko je znaleźć pośród innych budynków. A świadczą o tym, że nawet za czasów tureckich żyli tu obok siebie ludzie różnych wyznań.
Żeby znaleźć nowsze, pochodzące z czasów panowania austriackiego budowle sakralne trzeba skierować się bardziej na wschód od starego miasta. Rozciąga się tu dzielnica z końca XIX wieku. Przy szerszych, reprezentacyjnych ulicach wznoszą się neoklasycystyczne i eklektyczne kamienice. Bardziej tu wiedeńsko niż bałkańsko. Najokazalszą budowlą tej części miasta jest jedna z największych i najpiękniejszych cerkwi na terenie Bośni, Sobór Najświętszej Bogurodzicy. Na jego wybudowanie pozwolenie wydał jeszcze sułtan turecki w połowie XIX wieku. Niedaleko od niego wznosi się prosta katedra rzymskokatolicka, zaś po drugiej stronie rzeki znajduje się synagoga aszkenazyjska zbudowana w stylu mauretańskim.
Spacer po Sarajewie to nieustanne odkrywanie niuansów, szczegółów, które składają się na charakter bośniackiej stolicy. Atmosfera tego miejsca jest szczególna, spajająca elementy Wschodu i Zachodu. Fascynuje i przyciąga jak magnes. I wzywa do ponownych odwiedzin.