Są w Turcji miejsca absolutnie nieziemskie i, ku uciesze bądź utrapieniu podróżników, nie jest ich wcale mało. Śmiem stwierdzić, że aby zjechać je wszystkie i jeszcze mieć z tego przyjemność, jedno życie nie wystarczy. Wiele z nich jest nam znana z kolorowych zdjęć w folderach biur podróży i w zasadzie można do takich zaliczyć Kapadocję. Piszę „w zasadzie”, bo kraina ta, choć obszarowo niezbyt rozległa, jest niezwykle bogata i nie mam tu oczywiście na myśli majętności jej mieszkańców. Chodzi o bogactwo krajobrazów, a także zakamarków, labiryntów, ścieżek w tej skalnej gęstwinie, w której spacerami bez powtarzania szlaku wypełnić można wiele dni.
Aby nieco zaoszczędzić Wam guglowania, wypiszę tu kilka haseł nieodłącznie z Kapadocją związanych: tufy wulkaniczne, wykute skałach domy i świątynie, pierwsi chrześcijanie, loty balonem. To właśnie tufom – tej niezwykle plastycznej skale wulkanicznej Kapadocja zawdzięcza swe niezwykłe kształty. Od wieków rzeźbił w niej wiatr, a także ludzie, dzięki czemu znajdujący się tu Park Narodowy Göreme został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO – i to zarówno przyrodniczego, jak i kulturowego. Tutaj też grupy pierwszych chrześcijan znalazły doskonałą kryjówkę przed prześladowcami z Rzymu: wykuwali sobie w skale niewidoczne z zewnątrz chatki, a także bizantyjskie kościoły. Wszystko to możemy dziś oglądać w Kapadocji.
Tym, co zrobiło na mnie największe wrażenie podczas moich dwóch pobytów w tej niezwykłej krainie, była przyroda. Nie na darmo o Kapadocji mówi się, że jej krajobraz jest jak z księżyca. Zdjęcia oczywiście nie oddają jej pełnej krasy, ale nie mogę się powstrzymać przed wrzuceniem tu kilku próbek tego, na co Matkę Naturę w Kapadocji stać. Jeżeli tak jak ja jesteście miłośnikami przyrody i chętniej jeździcie w naturalną dzicz niż te wszystkie Rzymy i Paryże, to mam dla Was dobrą wiadomość: Kapadocja, choć tak popularna wśród turystów, nie została jeszcze przez nich doszczętnie zadeptana. Wybierając się tam na własną rękę bez trudu znajdziemy mniej uczęszczane ścieżki, które wyprowadzą nas w przecudne i bezludne krajobrazy, po których będziemy mogli włóczyć się bez końca, napawając oczy tym cudem natury, i tylko czasem gdzieś daleko zamajaczy nam na horyzoncie turystyczny autokar.
Göreme to miasteczko w samym sercu tej niezwykłej krainy, gdzie „za płotem” znajdziemy oszałamiające formy skalne, obecne na wyciągniecie ręki. Mieszkańcy żyją tu w sąsiedztwie wykutych w skale domków, z których spora część mieści urokliwe pensjonaty, w których mogą nocować turyści (taka opcja jest jednak sporo droższa od noclegu w „zwykłym” budynku). Miejscowość wygląda jak z bajki i już sam pobyt w niej dostarcza niemałych estetycznych wrażeń. A to dopiero początek! Göreme jest bowiem doskonałym punktem wypadowym do wspomnianych już przeze mnie włóczęg po Kapadocji.
Tutaj też, w Göreme właśnie, zobaczyć można jeszcze jedną niesamowitą rzecz, czy może raczej zjawisko. Zobaczyć albo i doświadczyć: mam na myśli loty balonem. Atrakcja dość kosztowna, jeśli chcielibyśmy z ich pomocą wznieść się w górę, by popatrzeć na Kapadocję z lotu ptaka. Nie wątpię, że wrażenia warte są wysokiej ceny; ja jednak zdecydowałam się na obserwowanie balonów za darmo z poziomu podłoża i muszę przyznać, że był to jeden z najbardziej niesamowitych i bajkowych widoków, jakie w życiu było mi dane oglądać. Balony wznoszą się nad doliną Göreme o wschodzie słońca i zapełniają jeden po drugim kapadockie niebo. Wyrwani ze snu, by obejrzeć ten niezwykły spektakl na niebie, patrzymy na pół przytomni, niedowierzając temu nierealnemu widokowi. Świt maluje skały w niezwykłe barwy, a nad nimi fruwają mniejsze i większe kolorowe „łezki”, hucząc gorącym powietrzem wtłaczanym w czasze balonów.
Gdybym miała coś doradzić wybierającym się do Kapadocji, powiedziałabym jedno: jedźcie tam na własną rękę, bez biura podróży i spędźcie w Kapadocji co najmniej dwa dni. Wrażenia gwarantowane!