Na toskańskich wzgórzach

Nawet w czasie pandemii da się podróżować. A jest to tym ciekawsze, że miejsca zazwyczaj pełne ludzi są dość puste i można je oglądać bez tłumów. Tym razem wybór padł na Włochy, na Toskanię oraz niedalekie pogranicze Abruzji, Umbrii i Lacjo, gdzie wznoszą się Apeniny. Z dala od dużych miast, w górach i na wolnym powietrzu, niemal bez kontaktu z innymi ludźmi nie czuliśmy się w jakikolwiek sposób zagrożeni, ani sami nie stwarzaliśmy zagrożenia. Ważną rzeczą jest to, że dojazd z Polski jest w zasięgu trochę więcej niż 1 dnia jazdy samochodem.

Naszym głównym celem w Toskanii była dolina Val d’Orcia czyli dolina rzeki Orcia niedaleko pięknego, wpisanego na listę UNESCO miasteczka Pienza. Niewielka, renesansowa perełka, z której murów roztacza się jeden z najbardziej znanych toskańskich widoków na wzgórza oraz słynną Drogę Gladiatora. Jest to obsadzony cyprysami dojazd do jednej z farm zamienionej dziś na agroturystykę, a nazwę zawdzięcza występowi w filmie Gladiator z Russelem Crowem w roli głównej.

Pierwszy raz do Pienzy przyjechaliśmy późnym niedzielnym popołudniem by przekonać się, że jednak piękniej będzie tu rano ze względu na umiejscowienie murów i stronę, z której świeci słońce. Ale wieczorem okolica też wyglądała niezwykle malowniczo. Wróciliśmy rankiem, zaraz przed wschodem słońca. Na szczęście w związku z porą roku nie trzeba było zrywać się o 4 nad ranem. Wystarczyło być w Pienzy około 7:30.

Cała okolica rozświetlała się delikatnym różowym światłem. Między wzgórzami i grzędami pól unosiły się mgły. Bajka to mało powiedziane na ten widok. W dodatku wszystko zmieniało się z minuty na minutę, rozświetlało i gasło, mgły przesuwały się odsłaniając kolejne małe dolinki między wzgórzami. Spektakl trwał około pół godziny. Zostaliśmy jeszcze chwilę pospacerować po Pienzy i czas było opuścić miasteczko.

Zanim jednak ruszyliśmy na spacer trzeba było się zająć bardziej przyziemnymi sprawami. Śniadanie. Najlepiej smakuje w plenerze. Kupiliśmy w markecie chleb, pomidory, ser i inne potrzebne produkty i na skarpie, na skraju gaju oliwnego tuż przy zejściu na Drogę Gladiatora zrobiliśmy sobie śniadanie z widokiem.

A potem pozostało już tylko iść. Droga do Bagno Vignoni wije się wśród wzgórz. Gdzieniegdzie oznakowana jest tabliczkami szlakowymi, ale warto mieć jakąś mapę żeby dobrze skręcić wśród licznych polnych dróg. Wokół nas były pola, o tej porze w większości zorane lub zasiane ozimym zbożem. Mieszały się różne odcienie brązów i jaskrawa zieleń wschodzącego zboża z lekko żółcącymi się drzewami. W tym krajobrazie stały ciemnozielone, strzeliste cyprysy tworzące szpalery wzdłuż dróg. Piękny, niezapomniany widok. A do tego pogoda dopisała i w słońcu wszystkie kolory wyglądały niezwykle żywo.

Spacer zabrał nam około 5 godzin z licznymi odpoczynkami i przerwami na zdjęcia. Nie był męczący, a okolica piękna. Uważam, że jest to najlepszy sposób by poznawać te okolice. Z samochodu ciężko dostrzec wszystkie elementy krajobrazu, a do tego część dróg nie nadaje się na wjechanie zwykłą osobówką. Idąc można chłonąć widoki, nie tylko na wzgórza, ale i na niedaleką Pienzę, która ze swoimi wieżami na wzgórzu jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów panoramy.

Czy jesień to dobra pora na Toskanię? Wydaje mi się, że tak. Choć podobno wiosną, gdzie wzgórza są całe zielone jest tu równie, a może jeszcze piękniej. Widziałam też zdjęcia letnie z falującymi polami zbóż. Ale wyobrażam sobie jak wtedy jest tu gorąco, a wycieczka po odsłoniętym terenie może być wówczas nie lada wyzwaniem.


Booking.com