Kiedy już zwiedziliśmy w Barcelonie całe centrum, zachwyciliśmy się secesyjnymi budynkami, zagubili w uliczkach Barri Gotic i obejrzeli pokaz zaczarowanej fontanny, przyszła pora na bardziej odległe dzielnice. Początkowo nie planowaliśmy jakichś bardzo długich spacerów. Przede wszystkim chcieliśmy wyjechać na Tibidabo i z góry spojrzeć na miasto.
Tibidabo nieco przekracza 500 m n.p.m. Na jego szczycie na przełomie XIX i XX wieku zbudowano kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jest to potężna, widoczna z wielu miejsc w Barcelonie budowla. Dolna część i krypty wykonane są w stylu neoromańskim, główny korpus nosi cechy neogotyckie. A nad wszystkim góruje figura Chrystusa z rozpostartymi szeroko ramionami.
Zwiedzanie kościoła zajęło nam trochę czasu. Zainteresowały nas też stojące poniżej niego karuzele. To park rozrywki otwarty na początku XX wieku. Najstarszy w Hiszpanii, zachował swój dawny urok. Szczególnie mocno wzrok przyciąga niewielki samolot. Ależ to kiedyś musiała być przygoda. Usiąść w samolocie i „wzlecieć” nad Barceloną (oczywiście na wysięgniku).
Tibidabo nam się podobało, ale był pewien niedosyt. Na sąsiednim wzgórzu stoi Wieża Collserola. Ma 288 metrów wysokości i góruje ponad miastem. Stwierdziliśmy, że stamtąd powinny być ładne widoki więc ruszyliśmy asfaltową drogą. Całą dzielnica, która rozciąga się na wzgórzach ma urok hiszpańskiej prowincji. Niewielkie domki, często zdobione ceramicznymi płytkami toną w ogrodach. Krótki spacer rzeczywiście przyniósł ładny widok na całe miasto. Ale droga prowadziła dalej. Dlaczego więc z niej nie skorzystać.
I tak szliśmy przez kolejne ponad 2 godziny oglądając willowe dzielnice Barcelony, a potem piniowe zagajniki. Droga zmieniła się w ścieżkę, wokół zaczęły pojawiać się kaktusy i inne sucholubne rośliny. A widoki były coraz piękniejsze. Od samego początku na horyzoncie pokazywał się nam masyw Montserrat, na którym byliśmy dwa dni wcześniej. Z góry wypatrywaliśmy miejsc, które odwiedziliśmy w ciągu minionego tygodnia.
Cały masyw Collseroli pocięty jest znakowanymi szlakami pieszymi. Ponieważ nie planowaliśmy odchodzić od miasta. nie byliśmy przygotowani na dłuższą wędrówkę. A gdy asfalt się kończył, sandały okazały się niezbyt dobrym pomysłem na piasek i różne kolczaste rośliny wbijające się w nogi. Ale było tak pięknie, że nie myśleliśmy o zawróceniu. Powietrze przesycone było olejkami z rosnących tu śródziemnomorskich sosen, ścieżka za każdym zakrętem odkrywała kolejne wzgórza. I tak dotarliśmy aż nad klasztor Pedralbes. Romańska budowla z dziedzińcem wyglądała z góry bardzo malowniczo. Wąskimi uliczkami, korzystając z funicularu wróciliśmy do Barcelony. Ten spacer był świetnym podsumowaniem całego pobytu.