Bardzo chciałam pojechać do Mostaru. Oglądane zdjęcia łukowatego mostu rozpiętego na błękitnymi wodami Neretwy działały na wyobraźnię. Działały też wspomnienia telewizyjnych relacji o ostrzale, oblężeniu, zniszczeniach. Chciałam zobaczyć jak to wygląda po latach. Czy nie ma już śladów wojny? Zresztą zawsze ciągnęły mnie wszelkie pogranicza i mieszanki kulturowe. Jadąc więc na Bałkany, nie mogłam pominąć Mostaru.
Okolice Mostaru zamieszkane były już w czasach rzymskich. Z czasem zaczęły tu powstawać zalążki miasta. Sprzyjało temu położenie nad Neretwą, niemal na skraju rozległej delty rzeki, która do dziś pozostaje jednym z głównych obszarów rolniczych na tych terenach. Przebiegały tędy szalki handlowe łączące Dubrownik z centralną częścią Bałkanów. Po zajęciu tego obszaru przez Turków rozwój nie został powstrzymany. Wprost przeciwnie, Mostar kwitł i otoczony został szczególną opieką władców. Wybudowano twierdzę, a w 1566 roku istniejący wcześniej drewniany most zastąpiony został kamiennym, który do dziś jest przykładem najwyższej próby sztuki inżynieryjnej. W okresie panowania tureckiego wykształciło się dzisiejsze Stare Miasto składające się z kamiennych domów będących jednocześnie kramami rzemieślniczymi i sklepikami. Między nimi wije się plątanina uliczek wśród których ukryte w zabudowie strzelają w niebo minarety meczetów.
W końcu XIX wieku, po powstaniu antytureckim miasto znalazło się w granicach Austro- Węgier, a po I wojnie światowej weszło w skład Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Rozwijało się wtedy jako prężny ośrodek kulturalny, w którym obok siebie żyli przedstawiciele różnych wyznań i narodowości. Właściwie do końca lat osiemdziesiątych XX wieku nie notowano tu żadnych większych zatargów na tym tle. Dopiero europejska jesień narodów, upadek bloku wschodniego oraz zmiany polityczne jakie dotknęły Europę Środkowo- Wschodnią w latach 1989-1990 stały się początkiem tragedii.
W marcu 1992 roku Mostar wszedł w skład niepodległej Bośni i Hercegowiny, jednak niedługo później rozpoczęły się walki między dotychczasowymi sąsiadami. Początkowo muzułmańscy Bośniacy i katoliccy Chorwaci walczyli przeciwko prawosławnym Serbom. Po odwróceniu sojuszy dotychczasowi koalicjanci zwrócili się przeciw sobie. Chorwaci przez 10 miesięcy oblegali muzułmańską część miasta niszcząc ją metodycznie. Pod ostrzałem padły wszystkie meczety. Nie wytrzymał także zabytkowy Stary Most. W momencie podpisania porozumienia pokojowego Mostar był ruiną. Ślady kul i ostrzału widać tu zresztą do dziś. Wystarczy oddalić się nieco od Starego Miasta, które dzięki pomocy międzynarodowej udało się odbudować i doprowadzić do pierwotnego stanu. Dziś jest to prawdziwa bałkańska perełka. A odbudowany Stary Most figuruje na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Stare Miasto w Mostarze to doskonały przykład tureckich wpływów, które przez wieku kształtowały tutejszą kulturę. Tworzy ono tak zwany Kujundziluk carsija czyli dzielnicę rzemieślników i sklepikarzy. Tradycja ta kontynuowana jest do dziś, choć niestety na wielu kramach spotkać można ogólnoświatową tandetę „made in China”. Jednak jeśli dokładniej poszukamy i nastawimy się na dłuższe buszowanie wśród straganów to uda nam się znaleźć prawdziwe perełki rękodzieła ludowego i złotniczego bo z tej właśnie branży Mostar słynął przez wieki. Bardzo lubię klimat takich miejsc. Z mieszającymi się zapachami z restauracji i barów, pokrzykiwaniem sprzedawców, straganami mieniącymi się setkami barw.
Wejście do tej gwarnej i ruchliwej dzielnicy wiedzie przez Stary Most, łukowato wygięty ponad błękitnymi wodami Neretwy. Turystyczną atrakcją są miejscowi młodzieńcy skaczący z wysokości prawie 30 metrów w najeżony skałami nurt. Oczywiście nie robią tego bezinteresownie. Skok wykonywany jest, gdy śmiałek uzbiera minimum 25 EUR. A Neretwa jest w tym miejscu zdradliwa. Miejscowi doskonale znają rzekę i jej nierówne dno. Próby podobnych skoków wykonywanych m.in. przez turystów z Wielkiej Brytanii kończyły się przeważnie śmiercią lub ciężkim kalectwem.
Wśród wąskich uliczek, na które wylewają się barwne kramy znaleźć można kilka meczetów. Najbardziej znanym jest meczet Koski Mehmeda Paszy, w którym zachowały się zdobienia z czasów tureckich. Za niewielką opłatą można zwiedzić jego wnętrze i wspiąć się na minaret, by podziwiać z góry panoramę miasta. Trzeba oczywiście pamiętać przy tym o odpowiednim stroju i konieczności zdjęcia butów. Dla zwiedzających otwarte są także inne meczety, a także medresa oraz Dom Biscevica, nazywany Domem Tureckim, gdzie odtworzono wnętrza z czasów tureckiego panowania.
Tuż za mostem, znajduje się niewielki punkt informacji turystycznej, w którym wyświetlany jest film pokazujący jak wyglądał Mostar po 10 miesięcznym oblężeniu. Można się tu także zaopatrzyć w przewodniki i książki historyczne. Tu na chwilę ucieka się od zgiełku carsiji. Film robi ogromne wrażenie. Widać jak stopniowo miasto pada pod artyleryjskim ostrzałem.
Będąc zagranicą staram się zawsze odwiedzać targi. Nie te turystyczne z pamiątkami, ale zwyczajne targi spożywcze. W Mostarze też taki znalazłam. Nazywa się Tepa i sprzedaje się tu owoce, warzywa, przyprawy oraz wyrabiane domowym sposobem trunki. Zakup poprzedza degustacja. No i oczywiście nie mogliśmy nie spróbować lokalnej kuchni. Kebabcze, pita, sałatka z pomidorów i ogórków. Wszystko mocno przyprawione i aromatyczne. A na koniec piekielnie mocna, przygotowywana w metalowych rondelkach, kawa po bośniacku ze słodką delicją rahatlokum.