Północna Rumunia to jeden z najsłabiej rozwiniętych regionów kraju. Kraina gór, tradycyjnych wiosek, drewnianych cerkwi oraz wciąż żywych ludowych tradycji. Dla mnie pozostaje jednak fascynującym podróżniczym wspomnieniem. Choć na wąskich i mocno dziurawych drogach nie można było jechać zbyt szybko, choć żeby zrobić zakupy, trzeba było znaleźć naprawdę większą miejscowość, choć ruch tamowały chłopskie furmanki spieszące na targ. Było warto. Dla niepowtarzalnej kultury oraz pięknych widoków na Marmarosze i Góry Rodniańskie.
Pech chciał, że zwiedzaliśmy tę krainę częściowo w śniegu. Z Polski wyjeżdżaliśmy w wiosennej aurze, na Węgrzech chodziliśmy w krótkim rękawie, a wjeżdżając na przełęcz Prislop oddzielającą Maramuresz od Bukowiny zastanawialiśmy się, czy na pewno dobrze zrobiliśmy, nie biorąc łańcuchów na koła. Uroki górskich rejonów (i nagłego załamania pogody).
Leżący przy granicy rumuńsko – ukraińskiej Maramuresz przez wieki był terenem krzyżujących się wpływów węgierskich, ruskich i rumuńskich. To stąd pochodził jeden z ważniejszych władców Mołdawii Bogdan Voda. Dziś leżąc na obrzeżach państwa należy też do najbiedniejszych obszarów Rumunii oraz całej Unii Europejskiej. Z drugiej strony to właśnie tu zachowały się do dziś najlepsze przykłady budownictwa drewnianego w całej Rumunii. Znajdziemy tu zarówno cerkwie o strzelistych wieżach jak i wiejskie domy z charakterystycznymi rzeźbionymi bramami. Osiem tutejszych cerkwi wpisanych zostało na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Są to obiekty w Barsanie, Budesti, Dosesti, Ieud (cerkiew w dolinie), Plopis, Poienile Izei, Rogoz, Surdesti. W wielu z nich zachowały się archaiczne polichromie oraz ściany z zakratowanymi oknami oddzielające babiniec od nawy świątyni. Ciężko mnie było wyciągnąć z tych drewnianych cudeniek. A najbardziej zachwyciło mnie to, że nowe cerkwie buduje się na kształt starych. Choć w polichromiach czy zdobieniach widać wpływy nowoczesności, to całość pozostaje jednak spójna, a nowe świątynie nie są, jak w wielu miejscach na świecie siedliskiem kiczu.
Zupełnie oddzielne miejsce zajmuje na liście obiektów drewnianych tak zwany Wesoły Cmentarz w miejscowości Sapanta. To jedyny taki cmentarz na świecie. Jego twórca na każdym nagrobku sportretował zmarłego w charakterystycznej dla niego czynności lub w momencie śmierci i dodał do tego żartobliwe epitafium. Dziś tradycję tę kontynuuje jego uczeń, który tworzy nagrobki dla kolejnych mieszkańców wsi.
Maramuresz to nie tylko oddalony od centrów cywilizacyjnych ale także bardzo dziki region Rumunii. W zdecydowanej mierze jest to teren górzysty. Karpaty Wschodnie przekraczają tu w wielu miejscach 2000 metrów, a grupy górskie takie jak Marmarosze, Alpy Rodniańskie czy Gutai są chętnie odwiedzane przez miłośników górskich wędrówek. Trzeba jednak pamiętać, że nie ma tu prawie wcale infrastruktury turystycznej, w wielu miejscach brakuje znakowanych szlaków i trzeba mieć naprawdę spore doświadczenie by wybierać się tu na wędrówki. Należy też mieć własny namiot, śpiwór i inny sprzęt turystyczny.
Szczególnym miejscem, leżącym na granicy z sąsiednią Bukowiną jest Przełęcz Prislop oddzielająca jednocześnie Marmarosze od Gór Rodniańskich. Szerokie, odsłonięte siodło leży powyżej jedynego marmaroskiego kurortu narciarskiego czyli Borsy. Przełęcz jest dobrym punktem widokowym, miejscem pikników, a w sierpniu także miejscem największego folklorystycznego festiwalu w Rumunii Hora la Prislop. Przez kilka dni cała przełęcz zastawiona jest namiotami a na scenie prezentują się zespoły z różnych stron Rumunii i sąsiednich krajów. Muzyka porywa do tańca także publiczność, a najczęściej tańczonym tańcem jest oczywiście tytułowa hora, tańczony wolno w kręgu tradycyjny taniec rumuński.
Maramuresz kojarzy mi się przede wszystkim z wioskami. Miasta nie są tu zbyt ciekawe, choć w Satu Mare można znaleźć kilka fascynujących miejsc. To miejsce, gdzie może się wydawać, że czas się zatrzymał. Chciałabym tam jeszcze wrócić. Przy lepszej pogodzie i cieplejszej porze roku.