Dzisiaj trochę cofnę się w czasie do maja zeszłego roku.
400 tys. mieszkańców, 3 większe wyspy (z czego 2 zamieszkane), 10×30 km – Malta. Kraj mniejszy od Warszawy był destynacją naszych wiosennych wakacji w minionym roku. Jeszcze przed sezonem, a więc tłumów nie było. Zdecydowałam się na Maltę, gdyż chciałam i poleżeć i pozwiedzać, a akurat w tym kierunku pojawiły się przyjemne cenowo loty (co prawda z Gdańska, ale dzięki temu zwiedziliśmy jeszcze gdańskie zoo oraz spędziliśmy pół nocy na lotnisku w oczekiwaniu na przesiadkę do Warszawy – loty Warszawa Modlin – Gdańsk kosztują 9 zł).
Jeśli chodzi o kasiorę (poszło ponad 3 tys. na 2 osoby), a także długość wyjazdu (7 dni) to trochę zaszaleliśmy – oczywiście w naszych standardach, więc nie będę udawać, że znowu byliśmy na niskobudżetowych, szybkich wakacjach, chociaż oczywiście wyszło sporo taniej niż taka sama wycieczka z biurem podróży.
Valleta – stolica, której obejście zajmuje 15 minut
Krystalicznie czysta woda (chociaż w maju jeszcze zimnawa – ale i tak cieplejsza niż Bałtyk latem), przyjemni ludzie – wszyscy mówiący perfekcyjnie i prosto po angielsku (takie połączenie brytyjskiej uprzejmości z włoskim olewactwem wszystkiego), piękne aczkolwiek jednostajne widoki (wszystkie budynki wykonane na jedną modłę z jednego kamienia, praktycznie zero zieleni), ceny typowe na strefę euro (obiad około 10-13 euro od osoby, piwo 3 euro, przekąski w pastipizzerii 1-2 euro – a można się nimi najeść – zdecydowanie hit naszych wakacji, wejścia do muzeów, i innych atrakcji 5-30 (!) euro – tutaj byliśmy sknerami, pamiątki kupimy już od 1 eurasa, tygodniowy bilet na komunikację 21 euro). Temperatura w maju (10-17.05) to około 23-25 stopni, woda 18-20. Przez pierwsze 2 dni była dosyć duża mgła. Później już tylko słońce i bezchmurne niebo. Padało jedynie nocami.
Blue Grotto – wycieczka małymi łódkami do mieniących się kolorami jaskiń
Tydzień to absolutnie wystarczający czas, aby zarówno pobyczyć się na plaży i zjarać sobie skórę mimo używania kremów z filtrem, jak i poświęcić chwilkę na zwiedzanie wyspy.
Czy chciałabym tam wrócić? Absolutnie nie! Nie wiem co bym miała tam robić przez kolejne dni. Malta nie zaparła tchu w mych piersiach. Było przyjemnie, nawet bardzo, odpoczęłam, zapomniałam o „normalnym” życiu i o to chodziło. Ale tyle jest jeszcze miejsc do zobaczenia, że nie widzę sensu do powrotu. Chociaż koleżanka, z którą tam byłam zakochała się w wyspie i wróciła tam jesienią na kilka tygodni na kurs językowy.
Golden Bay – podobno najładniejsza plaża na wyspie
Kilka wskazówek dla tych, którzy chcą odwiedzić Maltę:
- Komunikacja miejska jest ok, ale jeździ jak chce – trzeba brać poprawkę na rozkłady. Dojeżdża za to do wszystkich atrakcji turystycznych, nie ma więc potrzeby korzystania z o wiele droższych dwupiętrowych autobusów tylko dla turystów. To samo tyczy się promu – 4,65 euro za wycieczkę na Gozo w 2 strony. Turystyczne statki biorą za to samo od 10 euro wzwyż. Nie zdziwcie się jeśli będziecie mijać się na centymetry z innym autobusem na wąskiej drodze – standard. Jedyny duży minus to scentralizowana sieć komunikacji. Aby dojechać z punku A do punktu C, trzeba przesiąść się w punkcie B, bo to punktu B zjeżdżają wszystkie autobusy. Co za tym idzie – tracimy czas i jedziemy mocno okrężną drogą. Często dłużej gdzieś jedziemy (ale max 1,5 h, żeby dojechać z jednego krańca głównej wyspy do drugiego) niż spędzamy czasu na zwiedzaniu.
- Najtańsze ale bardzo dobre jedzenie znajdziemy w pastipizzeriach oraz w barach przy plaży. Uwaga! Tłuste! W knajpach znajdziemy pizzę, makarony, burgery, ryby i owoce morza – mięcha jest mało. Tradycyjną potrawą jest królik na milion sposobów. Śniadania – typowo brytyjskie w większości – wszak Malta do lat 60 była kolonią brytyjską.
- Na Malcie mało jest piaszczystych plaż (sztucznie usypywane) – więc często trzeba do nich specjalnie dojechać. A na miejscu zastaniemy sporo ludzi. Dla tych, którzy lubią ciszę i spokój polecam znalezienie sobie swojego kąta przy skalistych wybrzeżach. Często przy skałkach są zamontowane drabinki, aby móc wejść do wody. Warto wtedy zaopatrzyć się w specjalne buty do pływania, aby nie pokaleczyć sobie stóp o skałki oraz oczywiście o coś miękkiego do leżenia. Nam w zupełności wystarczyły nieliczne plaże piaszczyste, najdłuższa znajdowała się tuż obok naszego hotelu.
- Uchodźców brak. Jest bardzo bezpiecznie. Kraj jest katolicki. Nie wolno opalać się topless. Zwiedzając kościoły pamiętajmy o stosownym ubiorze (ja zawsze przy sobie mam dużą chustę z której robię spódnicę).
- Słońce jest mega mocne – pamiętajmy o porządnych okularach przeciwsłonecznych, kremach z filtrem i nakryciach głowy (tutaj znowu sprawdziła się moja chusta noszona jako turban).
- Różniste pamiątki kupimy w sensownych cenach w dużych sklepach tylko z pierdółkami do przywiezienia w miastach, które można nazwać kurortami (np. Buggiba). Są to typowe magnesiki, jakaś ceramika, torby, ciuchy, breloczki, mini rycerze zakonu maltańskiego itp. Każdy znajdzie coś dla siebie.
- Ceny za wejścia do muzeów, kościołów, do zwiedzania ruin świątyń megalitycznych (starszych od egipskich piramid) oraz innych atrakcji są mocno przesadzone. Warto wybrać to, co nas najbardziej interesuje, bo zbankrutujemy. My zdecydowaliśmy się jedynie na odwiedzenie Czerwonej Wieży (jedynie 2 euro) oraz na wycieczkę łódką do Błękitnej Groty (8 euro). Było warto!
- Ruch na wyspie jest lewostronny – tylko najodważniejszym polecam wynajęcie auta. To co dzieje się na drogach powodowało u mnie (a poruszaliśmy się autobusami) niezły stres. Wspomniane wcześniej mijanie się na centymetry (czasem konieczne było składanie lusterek), wąziutkie drogi, samochody, które zatrzymują się absolutnie wszędzie, ludzie, którzy łażą absolutnie wszędzie. Kręte uliczki, strome zbocza, zły stan dróg, dużo żwirówek, ostre zakręty.
Port na wyspie Gozo
Rabat/Gozo
Azure Window/Gozo – kruszy się coraz bardziej, a to najpopularniejsza atrakcja Malty – warto się pośpieszyć, żeby je zobaczyć, bo za niedługo pewnie całkiem się rozleci.