Kolonia (niem. Köln) jest miastem z niezwykle bogatą historią sięgającą czasów rzymskich. Przez stulecia była bardzo ważnym ośrodkiem przemysłowym i handlowym. Niestety podobnie jak w przypadku Drezna większa część tej spuścizny poszła z dymem przy akompaniamencie amerykańskich i brytyjskich bomb przy okazji licznych nalotów dywanowych. Mimo, że Kolonia, podniosło się z ruin i dziś jest czwartym co do wielkości miastem Niemiec, to niestety utraciła znaczną część swojego uroku i raczej trudno tu o zachwyty na każdym kroku, jak choćby w pobliskim Akwizgranie.
Coś jednak przetrwało wojenne zawieruchy. Jedna niezwykła budowla – katedra św. Piotra i Najświętszej Marii Panny. Nie sposób jej przeoczyć. Znajduje się niemal w sercu, a właściwie to jest sercem miasta. Budzi respekt. Nawet wśród pilotów śmiercionośnych bombowców. Choć całe miasto uległo zniszczeniu, to katedra pozostawiono prawie nietkniętą, a ktoś wyliczył że miasto było bombardowane 262 razy… O wiele bardziej szkodliwe okazały się dla niej późniejsze – kwaśne deszcze. Warto pochylić się nad historią tej niezwykłej budowli bo jest ona również niezwykła. Budowano ją przez 600 lat, choć raczej należałoby powiedzieć, że nie budowano. W średniowieczu powstało w zasadzie jedynie prezbiterium i tak zostało, aż do XIX w., gdy na fali romantycznych uniesień oraz w czasach kształtowania się tożsamości narodowej narodu niemieckiego, ktoś wpadł na pomysł by ową średniowieczną budowlę dokończyć. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania, jednak jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że Nadrenia przez te 600 lat, praktycznie przestała być katolicka (to był jeden z głównych powodów dla którego nie dokończono jej budowy) i w zasadzie nie jest już nikomu potrzebna. Żeby było śmieszniej w podobnym czasie Czesi, postanowili dokończyć budowę katedry św. Wita w Pradze, tylko że czeska katedra została znacjonalizowana, a katedra w Kolonii pozostała w rękach kościelnych. Pomimo iż z logicznego puntu widzenia, ukończenie budowli nie miało najmniejszego sensu, to zdecydowanie wyszło to na dobre nie tylko miastu ale i całemu państwu. Katedrę zaczęto wymieniać jako jeden z symboli jednoczących się Niemiec i koniec końców dołączyła do narodowego panteonu.
Wrażenia z wizyty w tej niezwykłej budowli trudno jest oddać słowami. Wieże mają po 157 m. wysokości, a reszta niewiele mniej. Spędziłem w niej ładnych parę godzin kontemplując ją zarówno od zewnątrz jak i od środka. Do tego był wczesny ranek więc turystów prawie nie było. Kiedy przechadzałem się po pustych nawach, to atmosfera była niemal jak w filmie „Katedra” reż. Tomasza Bagińskiego. Podobnie jak w filmie, ta budowla to prawdziwy, przedziwny mikrokosmos w który zdecydowanie warto się zagłębić. Zasłużenie trafiła na listę UNESCO, choć była obawa, że zostanie z niej wykreślona na skutek zniszczeń spowodowanych przez wspomniane kwaśne deszcze. Na szczęście w porę przeprowadzono prace konserwatorskie.
Samo miasto nie robi już niestety takiego wrażenia. Po kilku godzinach beznamiętnego chodzenia po ulicach i kontemplowania mniej lub bardziej ekstrawaganckich przykładów sztuki nowoczesnej wyjechałem w dalszą podróż. Mimo to dla samej katedry warto jest odwiedzić Kolonię. Jeszcze niedawno funkcjonował bezpośredni pociąg z Warszawy, ale dziś nie ma już niestety po nim śladu. Miejmy nadzieję, że kiedyś go przywrócą.