Girona- Katalonia mniej znana

Kiedy jechałam kilka lat temu do Barcelony, Girona miała być tylko dodatkiem do głównej atrakcji. Takim wstępem po przylocie (wtedy jeszcze samoloty tanich linii do Barcelony lądowały w Gironie), przetarciem przed wielką Barceloną. Opisów w przewodnikach było niewiele. Co najwyżej dało się z nich wywnioskować, że to ładne miasto, z zachowaną średniowieczną starówką.

Bardzo szybko okazało się jednak, że Girona mnie zachwyciła. A potem, doszłam do wniosku, że tutejsze stare miasto podoba mi się znacznie bardziej niż to w Barcelonie. No i nie było tłumów ludzi, a szczególnie chińskich wycieczek z kamerkami i telefonami na kiju.

Girona założona została jako osada rzymska w I wieku przed naszą erą. Z czasem, gdy Cesarstwo coraz bardziej chyliło się ku upadkowi umocniła się tutaj gmina chrześcijańska, a po upadku Rzymu terenami tymi władali Wizygoci. W IX wieku do miasta przybyli Żydzi. Aż do końca XV wieku, kiedy zostali wygnani z całej Hiszpanii przez Izabelę Kastylijską i Ferdynanda Aragońskiego stanowili oni większość mieszkańców miasta i jedno z największych skupisk w całym kraju. W tym czasie miasto przeżywało swój największy rozkwit, który trwał do XVII wieku. było trzecim co do wielkości w Katalonii, miało rozległe kontakty handlowe. Kres prosperity przyniosły kolejne powstania katalońskie i wojny z przeciwnikami zewnętrznymi. Kolejną fazę rozkwitu przyniósł wiek XIX, który zaowocował też pojawieniem się secesyjnych budowli. A dziś? Dziś przyjeżdża tu całkiem sporo turystów, jest jednak stosunkowo spokojnie i z bardzo fajnym południowym klimatem.

Stare Miasto w Gironie jest w rzeczywistości niewielkie ale bardzo zwarte. W zasadzie każdy budynek ma tu swoją historię i ciężko momentami zdecydować, w którą stronę odwracać głowę podczas spaceru. Między domami i wąskimi uliczkami rozsiadły się niewielkie placyki. Między zabudowę wcisnęły się cenne kościoły. Moją uwagę zwróciła Katedra pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, która posiada największą co do rozpiętości gotycką nawę w Europie. Świątynię budowano od XI do XVII stulecia, stąd można w niej znaleźć wpływy wielu stylów od romańskiego po barok. Szczególnie podobały mi się romańskie krużganki otaczające jej dziedziniec. Bardzo podobał mi się też kościół Sant Feliu oraz dawny romański klasztor benedyktynów Sant Pere de Galligants, w którym dziś mieści się Muzeum Archeologiczne. Największym moim zaskoczeniem były jednak dawne arabskie łaźnie. Budynek wyremontowano, a starym murom dodano ozdoby w postaci nowoczesnych, inspirowanych sztuką Wschodu obrazy i tkaniny artystyczne. Całe Stare Miasto otaczają doskonale zachowane średniowieczne mury miejskie. Poprowadzono po nich trasę spacerową, która pozwala podziwiać piękne panoramy na najstarszą część miasta. Pod murami rozłożyły się niewielkie malownicze ogrody, z pnącą roślinnością i cienistymi zakątkami, w których można z powodzeniem odpocząć po spacerze.

Po dniu spędzonym na Starym Mieście wybrałam się wieczorem nad Onyar. Tutejsze domy z kolorowymi fasadami to wizytówka miasta. Najstarsze z nich pamiętają XVII stulecie, ale zdecydowana większość jest stosunkowo nowa i nie ma jeszcze stu lat. Znajdują się one w miejscu dawnych murów miejskich i same tworzą kolorową ścianę, będącą oprawą dla koryta rzeki. Latem wody jest w niej niedużo ale barwne fasady w blasku zachodzącego słońca wyglądają bardzo efektownie.

Dzień w Gironie minął bardzo szybko. A potem zaczęła się Barcelona. Zachwycała secesyjnymi budowlami i widokami ze wzgórz. Ale jej Stare Miasto nie mogło się dla mnie równać z Gironą. Mniej znanym, a pięknym katalońskim miastem.