Czasami trzeba się spakować i tak zwyczajnie wyjechać na kilka dni. Miały być polskie góry, ale ilość śniegu jaka na początku stycznia je zasypała oraz związane z tym zagrożenie lawinowe nieco ostudziły mój zapał. I wtedy pojawiła się rzucona przez znajomego myśl, a może by tak na pustynię.
Czasu na przygotowania nie było dużo bo zaledwie dwa, ekipa zebrała się trzyosobowa, bilety do Ejlatu w cenie więcej niż promocyjnej zostały zakupione i po niecałych dwóch dobach od momentu powzięcia takiej myśli wylądowaliśmy na pustyni Nagev. Lotnisko Ovda niewielkie, otoczone terenami wojskowymi wyglądało jak z jakiegoś filmu wojennego. Okazało się też, że pakistańska wiza w paszporcie nie jest najlepszą przepustką do wjazdu do Izraela. Ale dwie godziny wyjaśnień, rozmów z urzędnikami i wsiedliśmy do autobusu do Ejlatu.
Powstający na szybko plan przewidywał dojazd tego dnia do parku Timna i przejście na górę Timna na nocleg. Opóźnienie w opuszczaniu lotniska trochę ten plan zawaliło. Do parku dotarliśmy po 16:00, kiedy słońce powoli chowało się już za góry. Wchodzenie głębiej na dość stromy szlak nie było najlepszym pomysłem. Rozłożyliśmy więc namioty niedaleko wejścia do parku, osłonięte, tak żeby nas było jak najmniej widać. Po zaskakująco ciepłej nocy wstaliśmy wraz ze słońcem i po śniadaniu ruszyliśmy w stronę Góry Timna. Krajobrazy od razu były bardzo surowe. Skały, żleby wydrążone przez wodę, strome zbocza. Wchodziliśmy coraz głębiej w pustynię, która okazała się piękna. Po około 2 godzinach stanęliśmy pod górą. Przeczytaliśmy wcześniej trochę o szlaku i samym podejściu. Miało być trudno, stromo i strasznie. Cóż… te 10 klamer nie zrobiło na nas specjalnego wrażenia. Wchodziło się całkiem sympatycznie. Po kilkunastu minutach staliśmy już na płaskim jak stół szczycie. Góra Timna Peak ma zaledwie 475 m n.p.m., ale widok roztaczał się stąd naprawdę piękny. Niby pustynia, a w każdą stronę inna.
Zejście było nieco bardziej skomplikowane bo kruche podłoże nie pozwalało na szybkie ruchy. Na dole weszliśmy w dolinę wyschniętej rzeki i po kolejnej godzinie dotarliśmy do drogi. Park Timna to miejsce, które można zwiedzać zarówno pieszo, rowerem, jak i samochodem. Pod główne atrakcje, takie jak starożytne kopalnie czy wyjątkowe formy skalne doprowadzone są drogi. Jedna z nich prowadzi do oazy. I tam też udaliśmy się by nabrać wody. Oaza okazała się świetnie zagospodarowana, z plaża na brzegu sztucznego jeziora, restauracją oraz miejscem, gdzie można nabrać sobie do buteleczek kolorowego piasku tworząc z niego pasiastą kompozycję.
Było południe. Do zachodu słońca zostało nam 5 godzin i zaczęliśmy się zastanawiać co dalej. Ciągnęło nas żeby jeszcze trochę połazić, ale z drugiej strony trzeba też było realistycznie myśleć o wydostaniu się z parku. I wtedy pojawiło się rozwiązanie w postaci rodaka, który leciał z nami poprzedniego dnia samolotem. Okazało się, że przyjechał do Timny samochodem i może nas podrzucić pod wyjście kolejnego szlaku. Zaoszczędziło nam to dobrych kilka kilometrów deptania asfaltu.
Ruszyliśmy więc dalej, po otwartej przestrzeni. Najpierw szlakiem pieszym, który dość szybko porzuciliśmy dla znacznie wygodniejszej trasy rowerowej. Przestrzenie jakie się wokół nas otwierały były fascynujące. Skały wyrzeźbione przez wiatr, w każdym pasie o innym kolorze, na horyzoncie mur z gór znajdujących się już po jordańskiej stronie granicy i tylko szum wiatru wokół. Zdziwiła mnie także różnorodność rodzajów piasku, jaki mieliśmy co chwilę pod nogami oraz skał. Niektóre wyglądały jak zaschnięte skorupy z lawy. fascynujące.
Około 16:00 stanęliśmy z powrotem na głównej drodze prowadzącej przez park. W perspektywie mieliśmy jeszcze 8 km deptania asfaltu do przelotówki, z której autobusem mogliśmy się dostać do Ejlatu. Po całym dniu w górach nie była to zachwycająca perspektywa. Ale tym razem też się udało. Nadjechał samochód, pomachaliśmy, stanął i miła Niemka zabrała nas prosto do Ejlatu. Kąpiel po pustynnym kurzu była cudowna, a falafel w knajpie poza strefą turystyczną pyszny. Zmęczenie wzięło górę i szybko poszliśmy spać. Następnego dnia czekał na nas kolejny kawałek pustyni.