Pewnie nigdy nie przyszło by mi do głowy zwiedzanie Bergamo, gdyby nie to, że jadąc w Dolomity mieliśmy lot z i do Polski właśnie na tutejsze lotnisko. A że lot powrotny późnym popołudniem, to ten ostatni dzień trzeba było spędzić na miejscu. Tak już zawsze robię żeby się nie denerwować, że autobus nie dojedzie, albo coś się opóźni i zostanę bez możliwości powrotu.
Pierwsze spotkanie z Bergamo było mało zachęcające. Spędziliśmy tam noc po przylocie do Włoch. Rano na 8:30 chcieliśmy dotrzeć z powrotem na lotnisko aby złapać autobus do Trydentu z tamtejszego dworca. Stwierdziliśmy, że kupimy po drodze jakąś bułkę i wodę na śniadanie. I co? I nic. Wszystko pozamykane. Na naszej drodze na przystanek ani jednej piekarni. A czas uciekał. Wściekli pojechaliśmy na lotnisko obdarzając jednym spojrzeniem wznoszące się ponad nami na wzgórzu stare miasto.
Wróciliśmy po 10 dniach, śniegu w Dolomitach, dzikich tłumach w Weronie i zamkniętym z powodu biskupiego ingresu Mediolanie. I nagle okazało się, że to miejsce ma klimat. Już wieczorem stwierdziliśmy, że chyba wreszcie trafiliśmy na prawdziwe włoskie miasteczko, jakie mieliśmy w wyobrażeniach.
Tuż przy pensjonacie niewielka piekarnia z której zapach niósł się na całą ulicę. Śniadanie było przyjemnością. Zostawiliśmy bagaż na przechowanie do popołudnia i ruszyliśmy na Stare Miasto.
Stara część Bergamo leży na wzgórzach. Ma zwartą zabudowę i wąskie, brukowane uliczki. Można tu zobaczyć wiele renesansowych i barokowych kamieniczek. Pośród nich znajdują się cenne kościoły. Najpierw odwiedziliśmy Kaplicę Colleoni. Jest to renesansowa budowla ze zdobioną fasadą. I chyba pierwszy renesansowy budynek, który nie spodobał mi się od pierwszego wejrzenia. Należy do prywatnego właściciela i wewnątrz nie można robić zdjęć. Po obejrzeniu ociekającego złotem i wszelkimi możliwymi zdobieniami wnętrza, myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy.
Dokąd nie weszłam do znajdującej się po sąsiedzku bazyliki Santa Maria Maggiore. Barokowy szał. Ozdóbki, malarstwo iluzjonistyczne, złocenia. Nie wiadomo było, gdzie patrzeć w pierwszej kolejności. Między barokowym natłokiem wychwyciłam kilka fragmentów gotyckich malowideł. Pociętych przez późniejsze zdobienia, pozostawione jakby zupełnie bez związku. A jednak piękne.
Przedpołudnie spędziliśmy na włóczeniu się po wąskich uliczkach Bergamo. Wreszcie zobaczyliśmy sklepiki z miejscowymi przysmakami i rękodziełem, bary, gdzie można na kawałki kupić foccacie. I rzeczywiście panował tu klimat, jaki sobie wyobrażaliśmy. No i ludzi jednak niewielu jak na włoskie standardy.
Dzień w Bergamo uatrakcyjniły nam także tutejsze kolejki zębate. Wjeżdżają one na Stare Miasto oraz na sąsiednie wzgórze, z którego roztacza się piękny widok na okolicę. Do kompletu został jeszcze spacer po miejskich obwarowaniach, obiad w niewielkiej pizzerii i już trzeba było jechać po rzeczy i na lotnisko. Oby więcej takich miasteczek w kolejnych podróżach po Włoszech.
Booking.com