Na pograniczu Albanii i Macedonii znajduje się prawdziwa bałkańska perełka. To Jezioro Ochrydzkie, jeden z największych zbiorników wodnych całych Bałkanów. Po stronie albańskiej nie jest zbyt atrakcyjne, a jego brzegi wykorzystywane są głównie rolniczo. Za to po przejechaniu granicy z Macedonią wkracza się we wspaniały świat bajecznych krajobrazów oraz niezwykłych zabytków. Kilka lat temu spędziłam tu kilka dni, które bardzo mocno zapadły mi w pamięć, mimo niezwykłego jak na wczesną jesień załamania pogody.
Podróżowaliśmy wtedy ze znajomymi po Bałkanach. Macedonia była właściwie ostatnim miejscem, które chcieliśmy zwiedzić dokładniej. Potem czekała nas już tylko podróż powrotna do Polski przez Serbię. I zdecydowanie nie spodziewaliśmy się, że po prawie dwóch tygodniach coś nas jeszcze aż tak pozytywnie zaskoczy. Tymczasem Jezioro Ochrydzkie po stronie macedońskiej było właśnie tym, na co warto było czekać.
Samo jezioro jest według naukowców najstarszym w Europie, a także najgłębszym na Bałkanach. Po stronie macedońskiej opadają do niego strome, nagie zbocza gór Galicica. To właśnie na nich rozłożyło się malowniczo najważniejsze i jednocześnie najbardziej atrakcyjne pod względem turystycznym miasto regionu – Ochryda. Ale będąc tu nie można się ograniczać tylko do niego. Całe wybrzeże atrakcyjne jest zarówno pod względem krajobrazowym, jak i krajoznawczym. Znajdą tu coś dla siebie miłośnicy starych klasztorów, antycznych zabytków, a także przyrody i wypoczynku nad wodą.
Nas w pierwszej kolejności przyciągnęła Ochryda. Wbrew pozorom kilka godzin to za mało by poznać ją dokładnie. No może uda się w tym czasie liznąć trochę tutejszej atmosfery. My na szczęście czasu mieliśmy więcej. I to polecam wszystkim. Przyjechać, zostać na noc, przejść się stromymi uliczkami, dotrzeć nie tylko tam, gdzie prowadzą przewodniki. Na mnie, nawet poszarzała we mgle i polewana ulewami Ochryda zrobiła bardzo duże wrażenie. Tutejsze stare miasto wraz z całym wybrzeżem Jezior Ochrydzkiego wpisane jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO jako zespół kulturowy. Oprócz tego jezioro jako takie jest także Rezerwatem Biosfery UNESCO.
Stara Ochryda to plątanina brukowanych, wspinających się ku górze wąskich uliczek obstawionych tradycyjnymi, charakterystycznymi dla tych terenów domami z wysuniętymi przed czoło budynku piętrami. Była połowa września, na większości domów suszyły się sznury papryki i kukurydzy, odcinając się mocno od pomalowanych na biało ścian. Pośród jasnych domów mieszkalnych niemal na każdym kroku natykaliśmy się na kamienne, niskie , wczesnochrześcijańskie kościoły. Przestałam je liczyć przy piątym czy szóstym. Niektóre niewielkie, wciśnięte w zabudowę, bardziej przypominają kapliczki. Inne, to piękne, wczesnośredniowieczne bazyliki z mozaikowymi dekoracjami. Jakby tego było mało, to co jakiś czas na placach mijaliśmy rzymskie kolumny i inne antyczne artefakty, łącznie ze sporej wielkości rzymskim amfiteatrem. Wędrując tak, trochę bez mapy i zwracania uwagi, gdzie dokładnie jesteśmy trafiliśmy do kościoła, który choć z pozoru wyglądał jakby miał z 1000 lat, to coś za bardzo „świecił” nowością. Po chwili przeglądania przewodnika okazało się, że jesteśmy w miejscu, gdzie stał jeden z najpiękniejszych kościołów dawnej Ochrydy – kościół świętego Pantelejmona. Znajdował się tu także monaster świętego Klimenta, jednego z najważniejszych dla Bałkanów świętych, ucznia świętych Cyryla i Metodego. Jego grób znajduje się prawdopodobnie w ruinach starego kościoła, pod posadzką dziś istniejącego. Bo rzeczywiście, to co w pierwszej chwili rzuciło się nam w oczy jest rekonstrukcją, bardzo ładną i wierną, ale zbudowaną na początku XXI wieku. Za to obok, pod zadaszeniem podziwiać można wspaniałe mozaiki z około V wieku.
Dalsze spacery po Ochrydzie zaowocowały dojściem do Twierdzy Samuela, która odremontowana góruje nad całym miastem. Roztaczają się stąd piękne widoki na Ochrydę oraz Jezioro. Sama Twierdza specjalnie zajmująca nie jest, ot okręg murów, po których można chodzić, bez zabudowań czy innych atrakcji. Ale dla widoków naprawdę warto tu wejść.
Pozostał nam jeszcze jeden punkt programu w samej Ochrydzie. Najbardziej chyba znany widoczek z Macedonii. Niewielka, wybudowana z cegły cerkiew nad brzegiem błękitnego jeziora. To kościół świętego Jana Teologa, znana też pod nazwami cerkwi świętej Jana (Jovana) Kaneo. Kaneo to niewielka rybacka osada na przedmieściach Ochrydy. Znajduje się na stromy, opadającym do jeziora zboczu i sama w sobie jest bardzo malownicza, z kolorowymi domkami i łódkami kołyszącymi się na wodzie. Na jej końcu, na niewielkim cyplu stoi XIII wieczna cerkiew. Zbudowana jest na planie krzyża równoramiennego, z podwyższoną kopułą. Piękna, harmonijna i wspaniale położona. Z turystycznymi folderami nie zgadzał się tylko kolor jeziora. Zamiast intensywnie błękitnych, było szare, z przebłyskami srebra pochodzącego z przebijającego się z trudem przez chmury słońca.
Jeden dzień poświęciliśmy na zwiedzanie brzegów Jeziora. Ciągną się wzdłuż niego niewielkie wioski, które latem zamieniają się w turystyczne kurorty. Mnóstwo tu pensjonatów, kempingów, a bliżej Ochrydy także hoteli. Warto jednak pamiętać, że wiele z nich działa jedynie w okresie wakacyjnym i koło połowy września było już zamkniętych. Ponieważ nie wzięliśmy tego pod uwagę, jedną, mocno burzową noc spędziliśmy w namiotach na plaży. Nie była to największa przyjemność tego wyjazdu.
Naszym głównym celem był leżący przy samej granicy z Albanią klasztor świętego Nauma. Aby do niego dotrzeć musieliśmy pokonać malowniczą drogę na zboczach Galicicy. Widoki zapierały dech w piersiach. Mgły podnosiły się ze zboczy, a jezioro wreszcie zalśniło swoją „reklamowa” barwą. Nieopodal Pestani spojrzeliśmy z góry na odtworzoną na wodach jeziora wioskę rybacką z epoki żelaza. Ale ponieważ właśnie „zwaliły” się do niej dwie grupy turystów, które nadjechały autobusem, zrezygnowaliśmy ze zwiedzania. Czekał na nas klasztor świętego Nauma. Dla osób, które lubią zwiedzać zabytki wschodniego chrześcijaństwa, jest to absolutne „must see”. Nie dość, że zachwyca położeniem na urwisku nad brzegiem jeziora, to jego architektura połączona z pięknymi freskami oraz panującą atmosferą tworzą niepowtarzalną całość. Jest to popularne miejsce pielgrzymkowe i za murami nie brak restauracji, wypożyczalni łódek czy straganów z rękodziełem (znacznie tańszym niż w Ochrydzie). Natomiast wchodząc przez bramę przenosimy się w inny wymiar, którego nieco surrealistycznym przejawem są biegające niczym kury – pawie.
Te kilka dni spędzonych nad Jeziorem Ochrydzkim należało do najbardziej zaskakujących na całym wyjeździe. Jadąc to nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać, a okazało się, że Ochryda to wspaniałe miejsce, gdzie przyroda styka się z historią, kulturą i sztuką, tworząc harmonijną i godną uwagi całość.