Ilekroć przyjeżdżam do Pragi, znajduję w niej zawsze miejsca, których wcześniej nie widziałam. Niby w pobliżu głównych turystycznych traktów, a jednak na uboczu. Ludzi tu nieco mniej, życie płynie wolniej, nie słychać nawoływań z restauracji i piwiarni.
Ostatnio znów szłam zwykłą niby trasą od Hradczan do Placu Wacława. Ale tym razem postanowiłam zejść z głównych ulic. Na początku weszłam do klasztoru na Strahovie. Barokowa budowla zachwyca zdobieniami. Ludzi niewielu, podwórko ciche i spokojne. Kiedyś w jednym z budynków znajdowała się jedna z największych praskich bibliotek. A tuż za zabudowaniami klasztornymi, na skarpie znajduje się punkt widokowy. Tłum się zwiększył, ale i nie ma w tym nic dziwnego. Roztaczająca się stąd panorama obejmuje Hradczany, Małą Stranę, praskie mosty, a także nowe, widoczne w oddali dzielnice. Zbocze porastają winnice nawiązujące do średniowiecznej ich uprawy na praskich wzgórzach.
Gdybym szła tak jak zwykle, to już po nieco ponad 10 minutach doszłabym przed Pałac Królewski, w okolice Katedry św. Wita. Tym razem wybrałam jednak inną trasę. Przy Lorecie, barokowym kościele, w którego wnętrzu znajduje się kopia domku Świętej Rodziny z Nazaretu skręciłam w Nowy Świat. Dawna dzielnica biednych rzemieślników i handlarzy to dziś urokliwe uliczki ze starą zabudową. Gdzieniegdzie widać pozostałości murów obronnych, dwupiętrowe kamieniczki mają jeszcze zachowane dawne godła. Wyszłam niemal przed bramą Pałacu.
Po jak najbardziej standardowej wizycie na kolejnych dziedzińcach zamkowych oraz w katedrze zeszłam w kierunku Małej Strany. Ale nie tak, jak prowadzi droga, ale przez Ogrody Wallensteina. Zahaczając po drodze o kolejny punkt widokowy obrośnięty winoroślą. Ogrody ukryte są na dziedzińcu pałacu. Barokowy ogród z fontanną, nawiązującymi do antyku rzeźbami i ornamentami wykonanymi z bukszpanu jest oazą spokoju. Na jego końcu, zagadka. Potężna ściana wykonana z mieszanki gipsu i popiołu. Ni to stalaktyty w jaskini, ni odwzorowanie kwiatów glicynii. Dziwne miejsce, jedno z najbardziej zaskakujących, jakie w Pradze znalazłam.
Idąc w stronę Mostu Karola zeszłam jeszcze na Kampę. Tu, przy cichej, spokojnej uliczce znajduje się „Ściana Lennona”. Tego miejsca nigdy nie ogląda się dwa razy takim samym. Jest żywe. Każdy może zostawić tu swój ślad, podpis, graffiti. W latach osiemdziesiątych, gdy ktoś napisał na czystym wówczas murze słowa piosenki Lennona, wzbudziło to irytację władz. Tekst zamalowano, ale szybko pojawił się nowy. A potem zaczęły przybywać kolejne.
Ostatnim miejscem spoza głównego szlaku turystycznego, jakie odwiedziłam była Biblioteka Miejska. Znajduje się już po stronie staromiejskiej, za dziedzińcem Uniwersytetu Karola. Z zewnątrz budynek jak budynek, nic specjalnie ciekawego. Ale w holu stoi tu „Studnia z książek”. Rzeźba – instalacja artystyczna zbudowana jest z książek. Wewnątrz zamontowano lustra, które sprawiają wrażenie głębi.
I tak doszłam na zatłoczony Rynek i Plac Wacława. Częściowo odświeżając sobie starą trasę, częściowo z niej schodząc. I wiem, że gdy następnym razem wstąpię do Pragi, muszę zacząć poznawać kolejne rzadziej odwiedzane jej zakątki.