Nepalskie Himalaje dały mi się poznać do tej pory jako bardzo piękne i kapryśne góry. Miałem już za sobą oglądanie niesamowitego masywu górskiego Annapurna z Poon Hill oraz niespodziewane załamanie pogody. Czekało mnie jeszcze mnóstwo atrakcji po drodze nim miałem z powrotem wrócić do cywilizacji.
Dzień 5 09.03.17 III dzień trekkingu Landruk
Nad ranem cała okolica Ghodepani była pokryta śniegiem. Sceneria gór zmieniła się nie do poznania w ciągu ostatnich 12 godzin. Zdecydowałem, że nie będę ryzykował marszu podczas niepewnej pogody w Himalajach i skrócę swój trekking. Postanowiłem, że ominę jeden punkt mojej trasy i od razu ruszę w stronę gorących źródeł w Jhinudandu.
Ścieżka która miała mnie zaprowadzić do Ghandruk była w większości zasypana śniegiem. Kamienne schody były bardzo śliskie, a niebo przysłaniały chmury.
Po pewnym czasie gdy słońce sięgnęło zenitu zrobiło się bardzo gorąco. Z nieba zniknęły wszystkie chmury, a po śniegu nie pozostało żadnego śladu.
Z czasem krajobraz zaczął się zmieniać. Na drodze pojawiały się przydrożne kapliczki, mijałem kolejne górskie wioski i obserwowałem ludzi pracujących na polach.
nim dotarłem do koryta rzeki przy Jhinudandu. Droga zaczęła się rozdzielać, a mój szlak prowadził mnie kompletnie zniszczoną ścieżką. Wpierw musiałem pokonać uskok skalny, by po paru krokach znaleźć się na skraju urwiska z odsuniętym zboczem. Gdy ostrożnie pokonałem ten odcinek odkryłem, że ta ścieżka od dłuższego czasu jest zastąpiona drogą biegnącą parę metrów nade mną.
Przygody się nie kończyły. Najmniej problemów sprawiło mi przekroczenie koryta rzecznego po starym spróchniałym moście. Chwilę później czekało mnie długie i ostre wzniesienie, które okazało się nie małą przeszkodą. Na sam koniec odbyłem już tylko krótki spacerek po lesie by znaleźć się przy gorących źródłach.
Gorące źródła ściągają rzesze turystów. Temperatura samej wody sięga około 30 stopni i spływa prosto z głębi gór.
Po przyjemnej odświeżającej kąpieli przyszła pora by wrócić tą samą ścieżka którą przybyłem, a przynajmniej cofnąć się do miejsca w którym przekraczałem koryto rzeczne i urwisko. Tym razem jednak postanowiłem ominąć urwisko ominąłem bezpieczną ścieżką.
Przez dłuższy czas wędrowałem wzdłuż strumienia wody, aż dotarłem do kolejnej wioski Himalpani. Tym razem czekał mnie spacer po podwieszanym moście o długości około 100 metrów. Most wyglądał jakby zaraz miał się zarwać. Liczne dziury w deskach, stare liny i silny wiatr bujający mostem sprawiał, że przejście nie wyglądało pewnie. Kiedy przekroczyłem most i przeszedłem kilkaset metrów dalej odkryłem, że w okolicy znajdował się nowy i lepiej prezentujący się bliźniaczy most.
Miałem za sobą już 10 godzin wędrówki kiedy wkroczyłem do Landruk. Z jednej z pierwszych chatek wioski wyłoniła się młoda dziewczyna, która sama zaproponowała mi nocleg. Chwilę pogadaliśmy, po czym udało mi się utargować korzystną cenę pokoju z niesamowitym widok na całą okolicę. Wieczór mogłem spędzić pijąc herbatę podczas planowania kolejnego dnia wyprawy oraz na podziwianiu zapadającego zmroku nad Himalajami.
Dzień 6 10.03.17 IV dzień trekkingu Pokhara
Obudziły mnie odgłos ciężkich kropel deszczu spadające na dach mojego pokoju. Po raz kolejny przekonałem się, że pogoda w Himalajach jest trudna do przewidzenia. Była godzina 4 rano, a całą okolicę spowijał mrok. Schowałem głowę w śpiworów i liczyłem na poprawę pogody do rana.
Trzy godziny później deszcz dalej nie przestawał padać. Gospodyni uświadomiła mnie, że pogoda nie poprawi się tego dnia.
Do Pokhary pozostało mi zaledwie kilka godzin drogi. Zdecydowałem, że ten ostatni odcinek trekkingu pokonam w deszczu. Moje przeczucie sprzed paru dni, by nie iść w wyższe partie gór, nie zawiodło mnie. Jak się później dowiedziałem pogoda na wysokości 4000 metrach, dokąd początkowo zmierzałem, była naprawdę zła jak na ten okres.
Z Landruk do cywilizacji wiodła szeroka gruntowna drogą przeznaczona dla samochodów terenowych i pieszych turystów. Oznaczało to, że trasa nie będzie wybitnie wymagająca.
Pogoda ani na chwilę się nie poprawiała. Cały dzień maszerowałem w deszczu, a niebo było pokryte ciemnymi chmurami. Zimny wiatr dawał się we znaki, a po drodze przez większość czasu nie spotkałem nikogo.
Po paru godzinach zszedłem ze szlaku na główną drogę wiodącą prosto do Pokhary. Liczyłem, że złapie jakiś autobus który zabierze mnie do miasta. Okazało się, że transport publiczny w ten dzień jeździł bardzo rzadko. Stałem więc na drodze i mokłem. Niektórzy Nepalczycy widząc mnie na poboczu zatrzymywali się swoimi osobistymi samochodami by zaoferować mi transport do miasta. Każdy rzucał nie małą kwotę za swoją usługę. Kiedy zatrzymywała się przy mnie taksówka od razu chciałem ją odprawić. Taksówkarz sam zaczął się ze mną targować i szybko zszedł z ceny. W taką pogodę moja pozycja do targowania nie była zbyt silna więc przystałem na jego propozycję.
W mieście również lało. Na dziurawych drogach powstawało wiele kałuż. Taksówkarz jechał przed siebie nie zważając na konsekwencje. Nie liczył się ani z samochodem, ani z pasażerami. Chwilę mu zajęło i znaleźliśmy się w centrum miasta, po czym stanął gdzieś na drodze i zwrócił się do mnie:
– Koniec trasy. Musisz tu wysiąść.
– Dlaczego? – zapytałem z lekkim nastawieniem bojowym.
– Bo za te pieniądze to ja cię dalej nie zawiozę.
– Nie taka była umowa! – postawiłem się.
– Dasz więcej to podrzucę Cię do hotelu.
– Może jak dam mniej to ty mnie już dalej nie będziesz musiał podwozić.
Nepalczyk był w szoku, a ja podirytowany. Nie kontynuowałem rozmowy tylko zapłaciłem ustaloną kwotę i ruszyłem w drogę. GPS wskazał mi drogę do najbliższego hostelu, który znajdował się około 500 metrów od miejsca w którym wysiadłem z samochodu.
Kiedy dotarłem do hostelu, okazało się, że nie pozostało w nim wiele miejsc wolnych. Wziąłem jedno z ostatnich wolnych łóżek w pokoju wieloosobowych, po czym przywitałem się grzecznie ze współlokatorami a następnie wypakowałem wszystkie moje rzeczy na łóżko. Jedyne o czym wtedy marzyłem to by wziąć gorący prysznic i założyć suche ciuchy. Ubrania na szczęście nie zamokły ale ciepłego prysznica nie uświadczyłem. Nie pozostało mi nic innego jak ogrzewać się pod kocem przez resztę dnia.