Jedną z niewielu rzeczy na Węgrzech które łatwo jest zapamiętać, a nawet bez problemu wymówić, jest Tokaj. Nawet jeśli ktoś nie jest dobrze obeznany z winami (tak jak ja) powinien kojarzyć go przynajmniej ze słyszenia. Nazwa owego boskiego nektaru, wywodzi się od góry pochodzenia wulkanicznego, położonej w północno-wschodniej części kraju. Tak samo nazywa się też miejscowość położna u jej podnóża w dolinie rzeki Cisy, a także cały region. Tradycja winiarska na tym terenie jest bardzo bogata i sięga czasów średniowiecza. Dzięki dogodnemu położeniu nad ważnym szlakiem handlowym, Tokaj docierał niemal do wszystkich krajów europejskich. Znano go również w Polsce, gdzie królował na stołach szlacheckich pod potoczną nazwą „węgrzyna”. Jest on ważnym elementem, tradycji, kultury i tożsamości narodowej Węgrów. Zostało to dostrzeżone i docenione przez UNESCO, którego komisja wpisała cały region winiarski na listę światowego dziedzictwa kulturowego w 2002 r.
Stoję u podnóża u góry przypominającej nieco naszą Ślężę, może trochę mniejszą, ale nawet z podobną anteną na szczycie. Obsadzono ją dość wysoko winoroślami, które dodatkowo otoczono żółto-zielonym morzem słoneczników. Wygląda to niezwykle malowniczo. Wokół góry jest mnóstwo pieszych szlaków turystycznych, z możliwością piknikowania wśród winorośli. Dla leniwych przewidziano nieco dziurawą asfaltówkę prowadzącą bezpośrednio do wieży telewizyjnej.
Miasteczko również wygląda bardzo malowniczo. Ale to nie brukowane uliczki obstawione białymi murowanymi domkami są tu największą atrakcją. Są nimi legendarne Piwnice Rakoczego. Wykuto je głęboko w skale, sięgają ponad kilometr wgłąb góry. Ich zwiedzanie jest stosunkowo niedrogie a w cenę wliczona jest degustacja win, które tam leżakują. Z racji środka transportu i związanych z tym ograniczeń, nie mogłem niestety wziąć w niej udziału. Zakupiłem jednak kilka butelek na wynos z zamiarem wypróbowania ich w domowym zaciszu. To chyba najlepsza z możliwych pamiątek z Węgier. Warto zapoznać się z harmonogramem festiwali winiarskich, odbywających się wiosną i jesienią i wybrać się na dłuższą wycieczkę. Wówczas można na spokojnie wypróbować każdą z odmian tego szlachetnego trunku. A i po kilku kielichach język węgierski nie wydaje się już być taki trudny.
Kiedy już nacieszymy zmysły węchu i smaku, można wyruszyć na dalsze zwiedzanie tego malowniczego regionu. Ma on bowiem do zaoferowania jeszcze wiele innych ciekawostek. Jedną z nich jest przepiękny zamek Boldogkő. Dostrzegłem go z daleka jadąc drogą na północ, w stronę słowackich Koszyc. Prezentuje się naprawdę imponująco. Swojego czasu był z ważniejszych warowni które broniły regionu Tokaj. Z biegiem czasu popadł jednak w malowniczą, ale nietrwałą ruinę. Na szczęście niedawno przeszedł gruntowną renowację i można go swobodnie zwiedzać za niewielką opłatą. Znajduje się w nim też niewielkie, ale bardzo przyjemne muzeum w którym można poznać burzliwą historię twierdzy oraz obejrzeć bogatą kolekcję figurek wojennych z różnych epok. Najciekawszą częścią zwiedzania jest niewielka strażnica, położona na stromej krawędzi zbocza góry. Idzie się do niej długim chodnikiem mając po obu stronach stromą przepaść. Widok ze strażnicy jest naprawdę niesamowity. Nic dziwnego, że to miejsce służyło za natchnienie dla poetów i pisarzy różnych epok. Jeśli ktoś ma jednak lęk wysokości to może lepiej niech zajmie się czym innym.
Tokaj jest miejscem które zdecydowanie warto odwiedzić. Na przykład wracając z letniego wypoczynku nad Balatonem, który również gorąco polecam w innym artykule.