Supra – czyli jak nie schudnąć w Gruzji

Powiem wprost: pytanie w tytule jest tendencyjne. Zaryzykowałabym tezę, że turysta w Gruzji (no, może o ile nie jest wegetarianinem) schudnąć nie może. Jeśli się mocno postara, może nie przytyje. Może.

Wszyscy moi znajomi wiedzą doskonale o mojej słabości do tego kraju. Kilkoro z nich nawet tą słabością zaraziłam (i nie zamierzam na dotychczasowej liczbie poprzestać). Jedną z tych osób jest towarzysz mojej drugiej i trzeciej podróży do Gruzji (a prywatnie konkubent). W czasie naszych ostatnich wakacji na Kaukazie spotkaliśmy tylko jedną osobę, która o kuchni gruzińskiej wypowiadała się z rezerwą, stwierdzając, że jest ona dla niej za tłusta. Na to stwierdzenie mój towarzysz gromko się zaśmiał i odparł: „Jak to – za tłusta? To tak, jakbyś o sportowym aucie powiedziała, że jest za szybkie!”

No dobra, żarty na bok. Kuchnia gruzińska faktycznie jest tłusta. Ale za to jaka dobra! Pamiętam tę podskórną radość, gdy podczas wojaży pojawiało się u mnie uczucie głodu – oznaczało ono bowiem, że można będzie znów iść do knajpy zjeść coś pysznego! I prawie za każdym razem spożywaniu towarzyszyły zachwyty niczym z finałowych scen filmików popularnego na jutubie kanału „Food Emperor”.

Przyjemność ze stołowania się w knajpach potęgował fakt, że jest to opcja tyleż smaczna, co tania. Z moich doświadczeń wynika ponadto, że nie ma znaczenia, czy lokal wygląda na wykwintny, dla turystów, czy na lokalną spelunę; jakość serwowanych potraw i ich ceny niewiele się różniły. Zwykle zamawialiśmy 3-4 różne dania i dzieliliśmy się nimi, żeby popróbować różnych smaków. I zazwyczaj było naprawdę pysznie i naprawdę do syta (i naprawdę tanio).

Czego warto w Gruzji skosztować? Lista jest długa, a moja wiedza na temat kuchni gruzińskiej mocno niewyczerpująca, dlatego polecam zgłębić temat samodzielnie, źródeł w Internecie jest pod dostatkiem. Kilka absolutnych moim zdaniem kulinarnych hitów to:

chinkali – „pierożki” w kształcie grzybków tradycyjnie z nadzieniem mięsnym i bulionem (ostatnio coraz częściej dostępne w wersji wegetariańskiej)

adżarskie chaczapuri – placek w kształcie łódki ze słonym serem twarogowym i jajkiem; danie wbrew nazwie dostępne w większości restauracji w całym kraju (chaczapuri bez przymiotnika „adżarskie” w nazwie to placek z serem, ale bez jajka)

ostri – fantastycznie przyprawiony gulasz, najczęściej wołowy, podawany w glinianym naczyniu z dużą ilością warzyw

faszerowany bakłażan – z mięsem mielonym, często w towarzystwie pasty z orzechów włoskich (bezmięsne również się zdarzają)

Do tego:

– sosy – adżika (właściwie pasta paprykowa na ostro) i tkemali (cierpkawy, robiony ze śliwek) – ten pierwszy zdecydowanie bardziej mi smakuje, za to drugi jest ciekawszym smakowym doznaniem

wino! – zwłaszcza saperawi (czerwone wytrawne) – znawcy (do których się nie zaliczam, mnie wino po prostu smakuje) twierdzą, że gruzińskie wina w niczym nie ustępują najlepszym gatunkom win francuskich czy włoskich

czacza – i radzę dobrze sobie to słowo zapamiętać; to gruziński samogon, którym ciężko nie zostać w Gruzji poczęstowanym, a ze względu na ilość % (od 60 do podobno nawet 90!) szybko i skutecznie zwala z nóg. Jeśli nie macie zatem wyjątkowo mocnej głowy do alkoholu, radzę na dźwięk słowa „czacza” twardo mówić nie (powodzenia…) albo uciekać.

A skąd ta supra? Słowo to mniej więcej oznacza tyle co uczta. Taka uczta nie jest jednak zarezerwowana dla jakichś wyjątkowych okazji, lecz jest w Gruzji czymś niemal codziennym. Jeśli będziecie mieli okazję znaleźć się w gruzińskim domu (a o to w tym kraju nietrudno), bardzo prawdopodobne, że gospodarz zaprosi was na suprę lub wręcz będziecie jako goście do takiej supry pretekstem. Pretekstem, nie powodem, bo do supry powodu nie trzeba, a Gruzini uwielbiają ten sposób spędzania czasu: jedząc i pijąc w miłym towarzystwie.

Jeżeli zatem padnie to słowo z ust gospodarzy, należy spodziewać się suto zastawionego stołu, lejącego się hektolitrami alkoholu i długich toastów. Nie jest natomiast oczywistym obecność zjawiska zwanego chlaniem na umór. Być może jest to spowodowane po prostu tym, że Gruzini mają naprawdę mocne głowy i nie zalewają się w trupa tak łatwo (przyjezdny, aby utrzymać pion przez cały czas trwania biesiady, powinien dyskretnie omijać kolejki). Supra to zatem, oprócz jedzenia i picia w najlepszym gatunku, doskonała lekcja cieszenia się życiem i prostymi przyjemnościami.

Chinkali (fot. Krystyna Rozensztrauch-Sosnowska)


_maj0561

Ostri (fot. Martyna Majda)


gruzja-462

Supra może zdarzyć się wszędzie, np. na cmentarzu (fot. Krystyna Rozensztrauch-Sosnowska)