Widok z okna hotelu na morze nie powala, ale wpadłam po uszy w to miasto. Marzę, żeby wrócić do Bejrutu.
Kuchnia libańska to marzenie roślinożerców
W 1975 w pobliżu tego miejsca zaczęła się wojna. Pokój zawarto w 1990, ale obce wojska stacjonowały w Libanie jeszcze przez kilkanaście lat.
W niedzielę i święta pod chrześcijańskimi kościołami stoi wojsko, ale nie czuć żadnej atmosfery zagrożenia.
To Bejrut dla Turystów. Warto rzucić okiem, ale nie polecam rozsiadać się tam na kawę, bo jest droga i dużo gorsza niż w pierwszym lepszym sklepiku na rogu.
O, jak na przykład ta. Marzenie – dwie duże łyżki czarnej jak smoła i słodzonej kawy. Cena chyba ok dolara.
Polskie komórki oczywiście działają, ale połączenia są z najwyższej półki cenowej, lepiej rozmawiać przez internet z hotelu.
Znajomy znajomych zaprasza na falafel
Na pierwszym planie katedra prawosławna, na drugim – wieże meczetu.
To tzw. linia frontu, wzdłuż tej ulicy przebiegała granica w czasie wojny domowej.
Spalona w czasie wojny synagoga.
Widok znany z wielu południowych ulic, zewnętrzne kotary chronią przed upałem.
Państwo żyje na beczce prochu, ale Libańczycy, z którymi rozmawiałam, mówili, że wszyscy mają dość wojen.
Dzielnica biznesowa Bejrutu.
Promenada nad morzem wygląda jak w każdym innym miejscu na świecie: tłumy ludzi, sznur samochodów, wysokie hotele, knajpy – głośno i kolorowo.