Wieczorem świat wygląda inaczej. Do tej pory Wrocław odwiedzałam przede wszystkim w dzień, a spałam gdzieś poza miastem, często nawet w rejonie Kotliny Kłodzkiej czy Gór Stołowych. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz i udało się spędzić 2 noce we Wrocławiu. I to na tyle blisko centrum, że wyjście na wieczorny spacer nie było problemem. Lubię wieczorne spacery, lubię oglądać oświetlone obiekty, które widziałam już wcześniej za dnia. W ciemności, odpowiednio podświetlone zyskują niepowtarzalny urok. Nie inaczej jest też z Wrocławiem.
Centrum Wrocławia składa się z dwóch zasadniczych części. Pierwsza to Rynek i skupione wokół niego kamienice. Plac jest ogromny i należy do największych w Europie, choć nie sprawia takiego wrażenia, gdy patrzy się na niego po raz pierwszy. To głównie za sprawą wybudowanego w jego centralnej części bloku kamienic, które w przeszłości zajmowali kupcy. Najbardziej rozpoznawalnym budynkiem na Rynku jest oczywiście średniowieczny Ratusz, zaliczany do najpiękniejszych w tej części Europy. W jego podziemiach mieści się uchodząca za najstarszą na kontynencie piwiarnia- Piwnice Świdnickie. Wiadomo, że istniały w tym miejscu już w średniowieczu. Niestety klimatyczny lokal pod ratuszem czeka obecnie na nowego najemce więc nie miałam okazji zanurzyć się w jego atmosferę. Za to niedaleko, bo w bloku śródrynkowych kamienic mieści się restauracja Spiż, która produkuje swoje własne piwo, a kadzie można zobaczyć schodząc do niżej położonych sal.
Kamienice w Rynku oraz sam Ratusz są wieczorem bardzo ładnie podświetlone. W większości na parterach działają restauracje, puby i bary. Można tu spróbować zarówno tradycyjnej polskiej kuchni, jak i dań włoskich, gruzińskich, ormiańskich, hiszpańskich, meksykańskich. Cały świat kulinarny zleciał się i zasiadł wokół Rynku. Wieczór był dość chłodny, ale jednak w ogródkach wciąż siedziało wiele osób. Gwar niósł się po Rynku wraz z zapachem serwowanych potraw i szczękiem szkła.
Wrocławski Rynek to taki trochę fenomen. Wystarczy z niego wyjść i po przejściu 1-2 przecznic wpada się na powojenne bloki. To efekt zniszczeń, jakie pod koniec II wojny światowej dotknęły miasto. Twierdza Wrocław była ostrzeliwana przez nacierającą armię czerwoną i prawie 3/4 zabudowy legło w gruzach. Po wojnie odbudowano kamienice wokół Rynku, ale już nieco dalej zaczęto stawiać nowe, niezbyt pasujące do tego miejsca budynki. Tak więc wyjście z wrocławskiego Rynku powoduje, że niemal od razu wpada się w nowszą zabudowę. Ale niedaleko jest jeszcze wspaniały, barokowy gmach Uniwersytetu Wrocławskiego oraz klimatyczna siedziba Ossolineum. Poza Rynkiem panowała raczej senna i spokojna atmosfera. Ruszyłam więc w stronę Mostu Piaskowego by przedostać się na Ostrów Tumski.
Dawna wyspa, Ostrów Tumski to druga część historycznego centrum Wrocławia. Od czasów średniowiecza była siedzibą biskupa i należała do kościoła. O ile mieszczańskie serce miasta biło w rynku, to na Ostrowie było jego duchowe centrum. Do dziś większość budynków należy tu do kościoła. W przeciwieństwie do Rynku Ostrów Tumski jest wieczorem bardzo spokojny. Tu nie ma gwarnych restauracji czy barów. Są tylko spacerowicze, którzy przyszli nacieszyć się atmosferą tego miejsca. A Ostrów ma jedną wyjątkową, nie tylko w skali Wrocławia, ale i całego kraju wieczorną atrakcję. Wciąż funkcjonują tu latarnie gazowe. Zapalane o zmierzchu przez ubranego w cylinder i surdut latarnika rozświetlają mrok łagodnym, nieco przytłumionym światłem. To dzięki temu ta okolica nie jest tak rozjarzona jak Rynek, ale ma swój niepowtarzalny klimat.
Po spacerze przez Ostrów Tumski zeszłam jeszcze nad Odrę. Wracałam Bulwarem Włostowica na Wyspie Piasek, skąd pięknie widać oświetlone wieże wrocławskiej katedry. Także kościół Marii Panny na Piasku jarzył się w mroku. Przeszłam przez Most Piaskowy i zeszłam jeszcze na chwilę na znajdujące się po tej stronie rzeki Bulwary. Obok wyłaniała się ciemności podświetlona sylwetka Hali Targowej z przełomu XIX i XX w. W dzień to wyjątkowo ruchliwe i gwarne miejsce, teraz było spokojne i ciche. I tak zatoczyłam koło wchodząc znów między kamienice i budynki w niedalekiej odległości od Rynku. Im bliżej, tym ludzi było więcej, gwar większy i więcej świateł. Spacer skończyłam na Rynku, przy kuflu piwa, który był dobrym podsumowaniem udanego dnia.