Pogranicza kulturowe fascynują mnie od dawna i chętnie odwiedzam kraje i regiony, gdzie można znaleźć ślady przenikających się wpływów różnych tradycji, religii i narodowości. Tym razem wybrałam się na jednodniową wycieczkę z Lublina w stronę granicy polsko- białoruskiej. Od razu zaznaczam, że do przebycia tej trasy niezbędny jest samochód lub rower. Komunikacja zbiorowa między nadbużańskimi wioskami praktycznie nie istnieje. Jest za do dobrze rozwinięta sieć szlaków rowerowych, których osią jest Green Velo.
Zwiedzanie rozpoczęłam od Włodawy, miasta Trzech Kultur, w którym obok siebie stoi kompleks synagogalny, cerkiew i barokowy klasztor paulinów. Miasteczko jest niewielkie i nieco senne, ale ma swój klimat. Warto rozważyć przyjazd tu podczas Festiwalu Trzech Kultur, który odbywa się we wrześniu. Kompleks synagogalny składający się z Wielkiej i Małej Synagogi oraz Domu Kahalnego jest dziś własnością Muzeum regionalnego. W Wielkiej Synagodze oprócz bogato zdobionego aron- ha – kodesz można zobaczyć także wystawę judaików i ekspozycję o historii włodawskich Żydów. Cerkiew z kolei znajduje się obecnie w remoncie i wnętrze pozbawione jest części ikon. Pięknie odrestaurowane jest za to wnętrze kościoła w klasztorze paulinów z iluzjonistycznymi polichromiami. Włodawa ma jeszcze jedną, niestety zaniedbaną i nieeksponowaną ciekawostkę czyli stojący na rynku Czworobok. To budynek składający się z dawnych kramów, zakładów rzemieślniczych i sklepików. Wciąż czeka na swoje drugie życie i sensowne wykorzystanie.
Po krótkim postoju przy znajdującym się nad Bugiem wodowskazie ruszyliśmy na północ do Hanny. Ta niewielka wioska może się pochwalić pięknie zrewitalizowanym drewnianym kościołem pw. św. Piotra i Pawła. Obok niego stoi dzwonnica, a w sąsiedztwie znajduje się też niewielki skansen. Świątynię wzniesiono w pierwszej połowie XVIII w. jako cerkiew unicką. W swojej historii była też po likwidacji obrządku unickiego przez władze carskie, cerkwią prawosławną, a od 1918 r. służy jako kościół rzymskokatolicki. Kościół po remoncie prezentuje się naprawdę pięknie, a wnętrze pokryte jest barokowymi polichromiami. Zachował się też oryginalny wystrój wnętrza.
Z Hanny pojechaliśmy do niedalekiej Jabłecznej, gdzie od kilkuset lat działa prawosławny klasztor św. Onufrego. Jego obecne zabudowania są stosunkowo nowe bo monaster wielokrotnie był niszczony w wyniku różnych wojen i najazdów. Oprócz samej cerkwi klasztornej i niewielkiego ogrodu warto się wybrać na spacer po okolicy do dwóch kaplic, przy których wierni gromadzą się przede wszystkim podczas wielkiego odpustu, który każdego roku w czerwcu odbywa się w klasztorze.
Kolejny przystanek był jednocześnie tym, który jako całość urzekł mnie najbardziej. To Kodeń i znajdujące się tu Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Słynny obraz trafił do miejscowości za sprawą rodziny Sapiehów i od początku otoczony jest czcią mieszkańców oraz pielgrzymów. Renesansowo- barokowy kościół i klasztor otoczony jest pięknymi ogrodami ziołowymi i kwiatowymi. Jednak najcenniejszy zabytek kryje się w miejscu, gdzie w przeszłości stal zamek Sapiehów. To dawna kaplica zamkowa, obecnie kościół św. Ducha. Jest to ceglana, gotycka budowla z renesansowym szczytem. Wnętrze jest proste, ascetyczne ze współczesnymi witrażami, które jednak świetnie pasują do całości. W Kodniu spędziliśmy trochę więcej czasu bo zatrzymaliśmy się w jadłodajni domu pielgrzyma na obiad. To właściwie jedyne miejsce na całej trasie (poza Włodawą), gdzie można coś zjeść.
Z Kodnia pojechaliśmy do niedalekich Kostomłot. To miejscowość będąca siedzibą jedynej na świecie parafii neounickiej, należącej do kościoła obrządku bizantyńsko- słowiańskiego. Jest to obrządek, który powstał po I wojnie światowej na terenie dawnego zaboru rosyjskiego. Jego utworzenie miało na celu odnowienie kościoła unickiego, zlikwidowanego przez władze carskie oraz przeciągnięcie prawosławnych do kościoła katolickiego. Do dziś przetrwała tylko 1 parafia tego obrządku, w Kostomłotach. Należy do niej ok. 120 wiernych. Cerkiew w Kostomłotach jest drewniana, niewielka, ale z oryginalnie wyposażonym wnętrzem. Trafiliśmy na otwarte drzwi i księdza, który dość długo opowiadał o tym wyjątkowym miejscu.
Ostatnim naszym dłuższym przystankiem na trasie była niewielka wioska Zastawek, a właściwie las w jej otoczeniu. Znajduje się tu mizar czyli cmentarz tatarski. Osadnictwo tatarów kojarzone jest przede wszystkim z okolicami Białegostoku, ale za czasów Jana III Sobieskiego objęło ono także tereny na południe od Białej Podlaskiej. Znajdowało się tu kilka wsi tatarskich, z której największymi były Studzianka, Lebiedziew i Zastawek. Dziś pozostały po nich jedynie dwa cmentarze, w Studziance i Zastawku. Na tym w Zastawku zachowało się około 50 nagrobków o róznej formie. Teren jest wysprzątany i zadbany.
Ponieważ niepostrzeżenie zrobiło się dość późno i czas już było wracać do Lublina, zrezygnowaliśmy z zajechania do Pratulina, do unickiego sanktuarium Męczenników Podlaskich i zatrzymaliśmy się tylko na chwilę na obrzeżach Terespola przy zarośniętym i mocno zniszczonym forcie należącym do fortyfikacji Twierdzy Brześć. To zdecydowanie temat godny rozwinięcia w którymś z kolejnych wyjazdów w te okolice.
Booking.com