Grecja poza wszystkimi swoimi wspaniałymi zabytkami i krajobrazami ma jeszcze jeden, dla wielu turystów, w tym dla mnie niezaprzeczalny atut. Doskonałą kuchnię. Po kilku pobytach w tym kraju mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że co jak co, ale gotować Grecy potrafią. Tyle, że nie zawsze dobre jedzenie pokrywa się z popularnymi wśród turystów miejscami. Ale nawet w Atenach czy blisko najbardziej znanych atrakcji można znaleźć miejsca, gdzie gotuje się swojsko i smacznie.
Nie mogę oczywiście powiedzieć, że nie zdarzyły mi się w Grecji kulinarne wpadki. Były oczywiście. Dwukrotnie w Atenach. Raz niezbyt świeża musaka, za drugim razem twarde jak kamień szaszłyki. Ale to jednocześnie w Atenach, na ulicy Adrianou, a więc niemal pod samym Akropolem byłam na jednej z najlepszych moich greckich kolacji z przystawkami i winem. Nie ma więc reguły. Ważne jest jednak by wybierać lokale, gdzie więcej jest miejscowych niż turystów. Staram się też omijać restauracje z menu obrazkowym bo one są nastawione typowo na turystów.
Moim prawdziwym kulinarnym odkryciem w Grecji był Peloponez. Nie jest to najbardziej popularna wśród turystów część Grecji, ale według mnie jedna z najbardziej wartych poznania. Jest tu wszystko od plaż i starożytnych zabytków po średniowieczne twierdze, wspaniałe krajobrazy i miejsca, gdzie można uciec od cywilizacji. A kuchnia Peloponezu jest bardzo zróżnicowana. Nad morzem królują oczywiście ryby i owoce morza. W Gerolimenas trafiliśmy do niewielkiej tawerny nad samym brzegiem morza. Ryby pływały tu w olbrzymich akwariach i to, co lądowało na talerzu wyciągane było bezpośrednio z wody. Na Zakynthos z kolei zachwyciły mnie kalmary. Jednak prawdziwy kalmarowy zawrót głowy przeżyłam niedaleko Przylądka Sounion. Zjechałyśmy z drogi do jednej z niewielkich miejscowości na wybrzeżu. Było sobotnie popołudnie, naszą uwagę zwróciła duża restauracja przy głównym placu. Stoły wyłożone gazetami i tłum miejscowych. Jak się okazało, oni wiedzieli co dobre. Mimo niezbyt sterylnego wyglądu stołów jedzenie było wspaniałe. Nigdy później nie powtórzyło mi się już takie zetknięcie z kalmarami.
Bo z owocami morza ogólnie owszem. Na wyspie Egina w Archipelagu Wysp Sarońskich. Tu też weszliśmy do niewielkiej tawerny przy porcie, w której nie było w ogóle innych klientów poza Grekami. Stosunek jakości do ceny był więcej niż satysfakcjonujący. A różnorodność tego, co dostaliśmy na talerzu oszałamiająca.
Ale Grecja to nie tylko ryby i owoce morza. Mięso też potrafią przyrządzać. A w szczególności baraninę. Ze szczególnym sentymentem w tym względzie wspominam dwa miejsca na Peloponezie. Restaurację w Olimpii, niemal przy wejściu na stanowisko archeologiczne i małą, przydrożną tawernę niedaleko stanowiska archeologicznego w Messini. Dwa różne miejsca, nieco inne smaki, ale efekt wyrywał z butów.
Czas w końcu rozprawić się z jednym z mitów o greckiej kuchni, a mianowicie z „sałatką grecką”. To, co przygotowujemy zwykle w domach i co możemy zjeść w restauracjach w Polsce niewiele ma wspólnego z choriatiki. No może poza kilkoma składnikami, ale ogólnie to zarówno smak jak i kompozycja odbiega znacząco od tego, co znamy z Polski. Przede wszystkim sam ser i sposób jego podania w sałatce, no i brak sałaty! Grecka sałatka w Grecji sałaty nie ma, a jedynie wymieszane pomidory, ogórki, oliwki, cebulę i czasem paprykę. To wszystko z oliwą i ziołami. I wystarczy. Już jest pysznie 🙂
Grecka kuchnia to także niezliczona ilość różnych przystawek. Opiekane bakłażany, cukinie, oliwki w rożnych wersjach, małe krokieciki, „gołąbki” w liściach winogron… wybór jest ogromny. Do tego oczywiście najlepiej smakuje wino. Kiedy jestem w greckiej tawernie nie proszę o konkretny gatunek, ale o wino domowe przynoszone na kieliszki lub karafki. Nigdy się na nim nie zawiodłam, choć w każdym miejscu jest ono inne. No i pieczywo. Chrupiące, świeże, czasem opieczone w postaci grubych kromek jak grzanki i natarte czosnkiem. Dla mnie taki wybór przystawek to najlepsze rozwiązanie na kolację w Grecji połączoną z dłuższym wieczorem.
Wszystkich jadących do Grecji zachęcam gorąco do poznawania tutejszej kuchni. Prostej, ale pysznej. Do kosztowania nowych smaków i nie uciekania od odkryć kulinarnych. Sama jestem najlepszym przykładem tego, jak dobrze przygotowane danie może zmienić nastawienie do niego. Po próbach w Polsce obiecałam sobie nigdy nie zjeść owoców morza. A w Grecji mogę je jeść codziennie. Kwestia świeżości i odpowiedniego podania 🙂
Booking.com