9 sierpnia 2019
Dystans dzienny: 142 km
Dystans całkowity: 1855 km
O siódmej przestało padać więc można było ruszać zgodnie z planem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miałem przyjemny chłodek więc chciałem go maksymalnie wykorzystać. Powietrze było rześkie i przyjemne. Nie przeszkadzało mi nawet to że momentami lekko siąpiło. Na początku musiałem sforsować przełęcz o wysokości 700 m, ale potem w zasadzie było już tylko w dół.
Nie było już w zasadzie co zwiedzać, robiłem tylko pożegnalne foty. Tym bardziej że widoki były naprawdę przyjemne dla oka, a moja rumuńska przygoda dobiegała pomału końca. Zdałem sobie na przykład sprawę rychło w czas, że ani razu nie sfotografowałem przejeżdżającej furmanki, a przecież to drugi po Dacii najczęściej występujący środek transportu. Udało mi się też zobaczyć kilka stad owiec. Tylko krowy gdzieś się pochowały, ale może to i lepiej. Patrząc na niektóre okazy architektury ogrodowej, mogłem też się przekonać że gdyby starożytny Rzym w drewnie zbudowano to raczej kariery by nie zrobił…
Kolejne kilometry pokonywałem ekspresowo. Sceptycznie podszedłem do propozycji Googla, który zaproponował mi drogę boczną 592, gdyż nawet podczas tej wyprawy, zbyt często okazywało się że nawet jeśli droga ma numer to niekoniecznie ma asfalt. Tym razem jednak było bardzo dobrze. Mogłem śmigać dalej i nie przejmować się za bardzo ruchem. Dotarłem nią aż do Timisoary i to w doskonałym czasie – zrobiłem 142 km w niecałe 10 godzin. Minęło ponad 5 lat odkąd byłem ostatni raz w Timisoarze, zresztą również na rowerze. Byłem ciekaw zmian, zwłaszcza że teraz miasto jest jednym z najszybciej rozwijających się według rankingów europejskich. Jechałem jednak od południowego zachodu, gdzie nigdy wcześniej nie byłem. Szybko znalazłem ścieżkę rowerową którą dotarłem prosto do centrum bez żadnych udziwnień. Poprzednim razem próbując jechać ścieżką rowerową wylądowałem w ślepym zaułku i musiałem zawracać. Teraz już nie było żadnych problemów. Miałem też wrażenie że ścieżek jest znacznie więcej. Bardzo dobrze. Trudno było mi jednak powiedzieć jak bardzo miasto się zmieniło. Remonty, które widziałem pięć lat wcześniej na pewno się zakończyły, ale przybyło mnóstwo nowych. Tym razem jednak byłem tylko przelotnie, a chętnie spędziłbym tu więcej czasu jak poprzednim razem. Niewątpliwie jest jeszcze sporo do zrobienia na starówce, ale i tak jest już dużo ładniej. Zameldowałem się w tanim hotelu blisko centrum. Pokój miałem na trzecim piętrze bez windy, a że pozwolili mi trzymać rower w pokoju to musiałem go jeszcze wnieść. Na szczęście klima działała bez zarzutu bo znów zrobiło się gorąco. Wieczorem poszedłem spotkać się ze znajomymi których odwiedziłem też pięć lat temu. Na szczęście baru w który spędzaliśmy wtedy czas nie zamknęli. Udało mi się więc całkiem miło spędzić resztę wieczoru.