Czasami odwiedzając jakieś miejsce mówimy, że wygląda jakby czas się tu zatrzymał. Często jednak są to tylko pierwsze wrażenia, które potem doprowadzamy do przekonania, że ślady nowoczesności są wszędzie widoczne. Można je jednak ukryć na tyle, by miejsca takie jak najbardziej zbliżały się do swojego pierwotnego wyglądu. Tak właśnie jest w przypadku niewielkiej wioski Vlkolinec w pobliżu Rużomberku na Słowacji. Funkcjonuje ona jako żywy skansen wpisany w 1993 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Odwiedziłam ją dwukrotnie, w kilkuletnim odstępie. Ilość turystów wyraźnie się zwiększa. Jednak nie mogą oni tak po prostu do Vlkolinca przyjechać. Parking znajduje się około kilometra od granic wsi, tak by samochody nie burzyły widoku wiejskiego życia sprzed ponad 100 lat. A jest tu co oglądać. Zachowało się ponad 40 oryginalnych drewnianych domów w zwartej, uporządkowanej wiejskiej zabudowie. Są tu zarówno domy mieszkalne jak i obiekty użyteczności publicznej takie jak kościół czy wiejska świetlica. Ciekawostką Vlkolinca, który odróżnia go od innych skansenów jest to, że cała wieś jest wciąż zamieszkana, choć wiąże się to z licznymi ograniczeniami dla mieszkańców.
Wpis na Listę UNESCO spowodował, że nie może być tu prowadzona normalna nowoczesna rozbudowa. Domów nie wolno przerabiać z zewnątrz, muszą zachowywać swój oryginalny wygląd. Wszelkie ślady współczesności muszą być dobrze ukryte i zamaskowane. Nie przeszkadza to jednak w funkcjonowaniu niewielkiego sklepiku obsługującego turystów oraz kawiarni. Ze względu na to, że miejscowość jest wciąż zamieszkana istnieją też pewne ograniczenia dla turystów. Wolno wchodzić tylko na wyznaczone podwórka, a na wielu bramach jest wyraźnie wywieszony zakaz fotografowania obejść jako własności prywatnej.
Vlkolinec to wspaniałe połączenie przyrody i kultury. Tuż nad wsią wznosi się skalistą ścianą góra Sidorova stanowiąc tło dla drewnianej zabudowy. Podchodzi się tu wśród łąk i pól uprawnych oraz zagajników. Latem, gdy pachną koszone łąki i dzikie kwiaty na się wrażenie wchodzenia do jakiegoś ukrytego świata. Tym bardziej, że właściwie do ostatniej chwili nie widzi się, gdzie się zmierza. Dopiero później stają przed przybyszem drewniane chaty zwrócone szczytem do ulicy, ze spadzistymi dachami i na wysokich podmurówkach. Podmurówki pomalowane są na jaskrawe kolory, podobnie jak obramienia okien, w których widać niciane firanki i mnóstwo kwiatów. W obejściach znajdują się tradycyjne stodoły i stajnie oraz studnie z korbą lub żurawiem. Wieś wznosi się wraz z terenem i warto dojść do jej końca by z góry spojrzeć na zabudowę. Wokół miejscowości ciągną się łąki i pastwiska. Często zobaczyć tu można wypasane zwierzęta, a latem także sianokosy. Siano składowane jest potem w tradycyjnych stogach.
Magia Vlkolinca zadziałała na mnie dwukrotnie. Choć za drugim razem musiałam już zapłacić 3 EUR za bilet wstępu (wcześniej opłat nie pobierano). Jednak jeśli schodzi się z gór, opłaty nadal nie są pobierane – obowiązują jedynie przy trasie od parkingu. Jestem ciekawa czy za kolejnych kilka lat dotrze tu więcej nowoczesności, czy nadal będę się czuć jak przeniesiona w czasie o co najmniej 100 lat.
Booking.com