Wyprawa rowerowa na Pomorze Zachodnie – dzień 5

30 kwietnia 2019

Dystans dzienny: 112 km

Dystans całkowity: 421 km

Poranek był równie przyjemny co pechowy, ale o tym przekonałem się później gdy byłem już daleko w trasie. Spodziewałem się nocnych przymrozków, jednak temperatura dała mi się wyspać. Zwinąłem się dość sprawnie i ruszyłem dalej przez las. Dukt był nawet przyjemny i nie ugrzęzłem ani razu w piachu. W drodze nad jezioro Spore odkryłem tablicę informującą o możliwości rozbicia namiotu, pod warunkiem posprzątania po sobie. Nie miałem pojęcia że takie miejsca jeszcze istnieją. Gdybym wczoraj pojechał te parę km dalej nie musiałbym się czochrać po krzakach. Druga tablica informowała o umocnieniach wału pomorskiego które znajdowałem się między innymi blisko miejsca gdzie rozbiłem się wczoraj. Totalnie przegapiłem. Nie chciało mi się już wracać, tym bardziej że zgłodniałem więc lekko zawiedziony pojechałem dalej.

Dalej było już tylko lepiej. Kierowałem się główną dk 11 na Koszalin, ale droga, choć wąska, nie była zbyt ruchliwa. Gdy w okolicach Grzybnicy dostrzegłem z drogi tabliczkę z napisem „rezerwat archeologiczny” bez wahania skręciłem w las. Nie zrobiłem żadnego rozeznania przed wyjazdem i gdyby nie ten odrapany znaczek to niechybnie przegapiłbym fantastyczne stanowisko kulturowe z okresu wędrówek ludów. Były tam kurhany i kręgi kamienne wykonane przez Gotów. Stonehenge to to nie jest ale i tak fajnie popatrzeć. Niestety tabliczki informacyjne były najwyraźniej w remoncie, więc chwilowo turyści skazani są na czerpanie informacji z googla. Same zabytki były w dobrej kondycji. Nie trzeba było ich szukać w głębokiej trawie, jak to się niekiedy zdarza. Dojazd dość trudny w głębokim piachu, ale za to porządnie oznakowany.

Zaspokoiwszy swoje potrzeby turystyczno-krajoznawcze ruszyłem w dalszą drogę. Teren był łatwy więc jechało mi się dość szybko i jeszcze przed obiadem dotarłem do Koszalina. Samo miasto nie zrobiło na mnie wrażenia estetycznego, choć parę miejscówek było całkiem ładnych. Były tam za to naprawdę fajne ścieżki rowerowe. Dobrze wykonane i rozplanowane. Duży plus. Niestety paradoksalnie dobra jakość ścieżek sprawiła że od razu wyjechałem za miasto i skierowałem się do Mielna. Miałem już prawie cały czas ścieżkę obok drogi więc poszło naprawdę gładko.

W Mielnie maiłem zamiar odnaleźć szlak rowerowy bałtycki główny (czy jakoś tak). Udało mi się go zlokalizować ale niestety był rozkopany. Głęboko rozkopany. Na długim odcinku. Niestety wrąbałem się tak że dopiero po jakimś czasie mogłem znaleźć sensowny objazd. Długo więc brnąłem w nieprzyjemnej piaszczystej brei. Przynajmniej udało mi się przywiać z morzem na chwilę. Za to wiatr jak na komendę zmienił kierunek razem ze mną, aby wciąż dmuchać mi w nos. Znowu niefart. Zmęczony, ale ogólnie z pozytywnymi wrażeniami zameldowałem się w hostelu na przedmieściach Ustronia Morskiego i szybko zapadłem w zasłużony sen. Pogoda natomiast zaczynała się łamać…


Booking.com