Bardejów – perła pogranicza

Ciężko ocenić czy wprowadzenie Euro wyszło Słowacji na plus, ale na pewno ucierpiała na tym turystyka. Przed zmianą waluty turyści z Polski tłumnie przyjeżdżali do przygranicznych miejscowości, choć raczej nie w celach poznawczych, ale konsumenckich. Największym powodzeniem cieszyły się nisko lub wysoko oprocentowane, butelkowane przetwory spożywcze. Po wymianie ceny mocno poszły w górę i import przestał się opłacać. Dziś przygraniczne miasteczka świecą pustkami i tylko sporadycznie można spotkać niewielkie grupki wycieczkowe niezmordowanych niemieckich bądź azjatyckich emerytów. Ma to jednak swoje plusy, bo Słowacja ma do zaoferowania sporo naprawdę fajnych miejsc i teraz wszystko można zwiedzać w spokoju, a na dodatek nie ma problemu ze znalezieniem noclegu. I to w rozsądnej cenie.

Jedną z takich perełek po które warto się schylić będąc na Słowacji jest Bardejów. Ta niewielka miejscowość położona jest w przepięknym, ale ciągle niedocenianym Beskidzie Niskim. Zaledwie 20 km od polskiej granicy i ok. 50 km od Gorlic. Choć miasto jest niewielkie, to ma niezwykle bogatą historię – niemal osiemset lat. Przez pewien czas należało do Polski, ale większość czasu spędziło w ramach królestwa Węgier. Bardejów największy rozkwit przeżywał na w XVI i XVII w. Był miastem handlowym i zarabiał krocie między innymi na sprzedaży win tokajskich do Polski. Jak widać handel przygraniczny miał naprawdę długą tradycję – nie bez powodu wspomniałem o nim na początku… W XVIII w. na skutek wojen, chorób i głodu, miasto podupadło, wyludniło się i… paradoksalnie dzięki temu przetrwało. Większość budowli nie uległa bowiem przebudowie w XIX w. i dlatego prawie wszystkie gotycko-renesansowe cuda pozostały na swoich miejscach niczym w kapsule czasu. W 2000 r. cały układ urbanistyczny wpisano na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Przyjeżdżam do miasta w ciepłe letnie popołudnie. Na ulicach pustki, w hostelu podobnie. I dobrze bo nie lubię tłumów. Z aparatem w dłoni idę na spacer chcąc zobaczyć jak najwięcej ciekawostek. Zwiedzam sobie rynek, kamieniczki, na koniec mury obronne z wielkimi basztami. Dokładnie takie jak lubię najbardziej. Brzmi to może nieco sztampowo, ale wierzcie mi – takich miejsc nie ma wiele w Europie i chyba nigdy nie będę miał dosyć. Jeśli komuś znudzi się miejska architektura, może sobie jeszcze zwiedzić pobliski skansen wiejski. Następnego dnia kontynuuję zwiedzanie od rana. Oglądam ratusz z muzeum, a póżniej załapuję się na oprowadzanie z przewodnikiem po kościele św. Idziego. Po wysłuchaniu interesującej historii wchodzę jeszcze na wieżę z której rozciąga się niesamowity widok na całą okolicę. Na koniec załapuję się jeszcze na krótki wywiad do lokalnej telewizji. Chyba naprawdę długo nie widzieli turystów… Wyjeżdżając z miasta w stronę polskiej granicy minąłem po drodze jeszcze pobliski zamek Zborov. Niestety w przeciwieństwie do Bardejowa przetrwał w bardzo kiepskim stanie. Planując wycieczkę na te tereny warto wziąć pod uwagę opcję trekingową, tutejsze górki są świetne dla początkujących, a tym bardziej doświadczonym na pewno spodobają się widoki.

Bardejów nie jest to może atrakcją tej samej klasy co Brugia, czy Tallin, ale ma swój niepowtarzalny urok i przede wszystkim jest naprawdę blisko. W sam raz na długi weekend.